Niby jak co roku: nowy początek, nowe możliwości.
Ta noc na przełomie grudnia i stycznia bywa przełomowa. Otwiera nam zupełnie nowy rozdział, niezapisaną księgę, na której kartach wszystko może się wydarzyć. A właściwie sami ją sobie otwieramy. I niekoniecznie nowy początek musi nastąpić właśnie w Sylwestra, podobnie jak wcale nie musimy podejmować zobowiązań i czynić planów.
Warto za to wcześniej dla wszystkich planów, nieplanów i zaskoczeń zrobić miejsce, czyli podsumować to, co było. I o ile kończący się 2020 trudno nazwać dobrym rokiem, to warto wyszukać w nim choćby pozytywne okruchy. Dzięki nim pójdziemy dalej z poczuciem, że czemuś (lub komuś) ten rok służył. Że nie jest to czas stracony (i że nie damy go sobie odebrać). I że być może coś dobrego w nim zakiełkowało, co zaowocuje w przyszłości jako nowy początek.
Na przekór więc, zgodnie z moim silnym przekonaniem, że wszystko dzieje się po coś – moja prywatna lista dobrych spraw w tych trudnych miesiącach. Aktów życzliwości, okazji do wzruszeń, zachowań wyjątkowych i bez precedensu. Nie byłoby ich, gdyby nie pandemia. I z taką listą dobroci zacznijmy nowy rok. Pokażmy mu, jak wysoko ma postawioną poprzeczkę. A on nam na to: co, ja nie dam rady?! Oczywiście, że da, ze wszystkim. Nie ograniczajmy go naszymi oczekiwaniami, skoro takie cuda mogły dziać się w 2020:
- „Jeśli potrzebujesz zakupów – zadzwoń, zrobię i przyniosę pod drzwi”. Na słupach ogłoszeniowych, w mediach społecznościowych i na zwykłych kartkach na klatkach schodowych, szczególnie tam, gdzie mieszka wielu seniorów. Festiwal dobrej woli i bezinteresownych ofert pomocy dla najbardziej zagrożonych i/lub przerażonych.
- „Ratujmy lokalne sklepy”, „Wspierajmy ulubione restauracje”. Konsumencka mobilizacja przybierała postać zamówień na wynos, korzystania z usług z dojazdem do domu i wykupywania karnetów na przyszłe usługi. Wyższa szkoła lojalności klienckiej.
- „Obiad dla medyka”, czyli ciepłe dania, przekąski, kawa i herbata dla tych, którzy walczyli na pierwszej linii frontu. Masa dobra od restauracji, które same są w sytuacji nie do pozazdroszczenia i od indywidualnych dobrych dusz.
- „Kable dla ratowników”. Wydarzenie lokalne, więc mogliście o nim nie słyszeć. W listopadzie, w najgorętszym okresie szczytowych przyrostów zakażeń w jednej z warszawskich karetek pogotowia padł akumulator. Z pomocą i kablami do odpalenia przybył jeden z nasłuchujących pracy pogotowia w aplikacji Zello. Mały gest – bezcenny w sytuacji, gdy liczyła się każda minuta i każdy dyspozycyjny do wyjazdu ambulans.
- „Córka dzwoni codziennie. Dawno tyle nie rozmawiałyśmy”. To jedna z zasłyszanych odsłon zacieśniania więzi rodzinnych. Bank w tej kategorii rozbiła jedna z moich słuchaczek z UTW: „Musiałam syna do porządku przywołać. Tak się przejął, że chciał z zakupami CODZIENNIE przyjeżdżać. A ja przecież zwykle robię raz na tydzień”. Mogło nie chodzić o zakupy. Izolacja sprawiła, że słyszymy się, widzimy, „spisujemy” znacznie częściej. Często bez poczucia obowiązku, za to z radością.
- „Rumianki i bratki – naturalne kosmetyki SKLEP”. To inicjatywa, która osobom żyjącym w trudnych środowiskach przydałaby się i w czasach bez pandemii, mam więc gorącą nadzieję, że przetrwa. Idea jest taka: zamkniętym w domu ofiarom przemocy domowej trudno zrobić choćby krok poza dozorem oprawcy. O wezwaniu pomocy nie wspominając. Przywołany fikcyjny sklep to tajny sposób na wezwanie pomocy. W sytuacji, która dla ofiar przemocy domowej wydaje się najtrudniejsza – to ważne okno na świat, ludzi i potwierdzenie, że reszcie nie jest wszystko jedno.
- „Tęsknimy za Wami. Wasi księża” – głosi banner widoczny z warszawskiej Dolinki Służewieckiej. Ale i my wszyscy nauczyliśmy się przez tych 12 miesięcy tęsknić: za bliskimi, za naszą codziennością, za niedoskonałą rzeczywistością. Kto po tym wszystkim nie doceni tego, co ma – ten trąba!
- „Jeszcze będzie normalnie”, „Będzie dobrze”. Frazesy? Może, ale dla mnie i tak są doskonałą odskocznią od bijących nieustannie „alertami” po oczach mediów. Te drukowane, często chałupniczo, napisy na ogrodzeniach prywatnych posesji, miejskich autobusach w Warszawie (to już kampania jednej z rozgłośni radiowych) czy na billboardach (reklama stylizowana na akcję społeczną) to namiastka zwyczajnych, ludzkich pogaduszek. Nawet jeżeli bez konkretów, bez głębszej treści, argumentów – to dają znać, że po drugiej stronie jest człowiek, do którego tak tęsknimy. Który też czeka. I świadomość, że nawet takim małym sygnałem można uczynić czyjś dzień choć trochę lepszym.