Kiedy świąteczne życzenia dla mało znanych albo nielubianych osób „wychodzą nam” średnio serdeczne, rzadko się tym przejmujemy. Ale jak to jest, że nawet przy tych, którym gwiazdkę z nieba byśmy dali, „wymknie nam się” czasem coś, co przez lata odbija się potem towarzyską czkawką? I nam, i obdarowanemu.
„Dobrego męża”
Niby dobro samo w sobie, więc czemuż by nie? Otóż temu, że nie każda o mężu marzy. Serio. Niektórym wystarczy konkubent lub chłopak. Innym przyjaciółki. Niektórym szkoda czasu na męża, bo potrzebują go sporo na pracę albo pasję. Inne mają już jakichś mężów na koncie i wcale nie są pewne, po czym poznać, że mąż jest „dobry”. Bo jeśli „jeszcze się nada”, to czy rękojmia go nadal obejmuje? Podobno są nawet takie, które mimo trudów singielskiego życia nie zamieniłyby się ze znanymi sobie spełnionymi mężatkami. I wreszcie takie, które za wspomnianym „dobrym mężem” oczy wypłakują po nocach. Życzenie im, aby się w końcu pojawił (choć nie raczył tego zrobić przez ostatnią dekadę ponawianych z uporem maniaka życzeń), raczej go nie zmotywuje. A Jej – na pewno nie poprawi nastroju.
„Schudnięcia”, „nabrania ciałka”
Bo te wszystkie nowoczesno-psychologiczne bzdury o samoakceptacji to do niczego są. Czy tam o samoocenie. W głowach tylko przewracają. Wiemy, że na okładkach i Instagramach to monidła są, ale lepiej w workowatym dresie z domu nie wychodzić, bo nigdy nie wiadomo, czy za rogiem nie czyha miłość życia. I tak, naturalność jest w cenie, ale bez przesady. Wiadomo: „mniej jeść”, „lepiej gotować”, „nie zostawiać nic na talerzu” i problem z głowy. Każdy problem. Bo gdy się już schudnie/przytyje/nabierze/zrzuci to jakoś magicznie wszystko w życiu wskakuje na swoje miejsce. Nawet ten spóźniony o dekadę mąż na pewno wreszcie się znajdzie, bo wiadomo, że „mężczyźni wolą szczupłe”/„kochanego ciałka nigdy dość”/„każdy lubi się mieć do czego przytulić”.
„Dziecka wreszcie!”
Albo najlepiej gromady. Życzy ten, kto od trudów macierzyństwa jest (już) daleko. Serio – co nas obchodzą cudze decyzje na temat posiadania potomstwa? One naprawdę nie zdołają zapewnić nam tej mitycznej państwowej emerytury, ile by ich nie było. Zresztą – jakąkolwiek decyzję podejmujesz – nigdy nie będzie dobrze. Masz dzieci? Super, to „niech się gromadka powiększy”. Nie masz? „najwyższy czas”. Chcesz? „niech ci los/Pan Bóg/opatrzność dopomoże”. Nie chcesz? „jeszcze ci się odmieni”/”jeszcze będziesz żałować”. Chcesz, a nie masz z kim? „no to do roboty!” Myślicie, że to wszystko to przykłady nadal z kategorii życzeń?
„Obyś zmądrzała”
Mądrzeć można w różnych kategoriach. W kategorii znalezienia dobrego męża, albo jedzenia mniej , albo posiadania dziecka na przykład. „Obyzmądrzecie” to drogowskazy, pokazują jedyną właściwą drogę postępowania. Tę, którą widzi życzący, a biednemu stworzeniu naprzeciw nadal klapki z oczu nie opadły. Potrzebuje więc tego drogowskazu, żeby zorientować się jakie to są te „porządne studia”, że potrzeba mu „normalnej pracy”, a jej „porządnego faceta”. I lepszego towarzystwa. Albo „takich sukcesów w życiu jak córka Danusi”. Dla tych, co mają inne zdanie – zero tolerancji. Z nich już „ludzi nie będzie”. Co nie znaczy, że nie warto spróbować za rok z życzeniami naprowadzającymi na jedyną słuszną drogę.
To co najważniejsze
Część z tych przykładów to oczywiście bardzo skrajne przypadki. Takie, których nie życzylibyśmy najgorszemu wrogowi. Wielu z nas zmaga się za to co roku z życzeniami, które powyższe kwestie ujmują dużo delikatniej. Z życzliwością, dobrymi intencjami, ciepłem… które niewiele jednak zmieniają. Serdecznie życzę nam wszystkim, żebyśmy nie musieli się przy życzeniach męczyć. Ani czekać jak na szpilkach na to, co usłyszymy, ani gorączkowo układać w głowie, co powiedzieć wujowi widzianemu wcześniej raz w życiu. To ostatnie jest raczej mało prawdopodobne w tym roku, ale może warto zrobić mocne postanowienie na kolejne rodzinne Wigilie. Niech życzenia świąteczne umilają nam święta, zamiast je zatruwać. Bądźmy przy ich składaniu uważni na innych. A przy przyjmowaniu – dobrzy i łagodni dla siebie, ale i odważni i cierpliwi w korygowaniu tego, czego ktoś – w dobrej przecież wierze – szczerze dla nas pragnie.