Przedwojenny karnawał

przedwojenny karnawał

Rzut oka na podręczniki dobrych manier sprzed wieku podpowiada, że mamy dziś niezwykłą swobodę świętowania karnawału. Żadnych zaproszeń, wyśrubowanych wymagań, sztywnych konwenansów. I ciasnych gorsetów też nie. Ot: dokąd, z kim i kiedy – istne problemy pierwszego świata.

Owszem, w dwudziestoleciu międzywojennym dopuszczano już skromne świętowanie, gdybyśmy mieli na to ochotę lub nie mieli środków na „prawdziwe” przyjęcie. Na przykład ze służby można było zrezygnować. W ten sposób nawet pojedyncza osoba (!) miała możliwość zorganizowania… popołudniowej herbatki:

„No bo – powiedzmy to od razu i bez fałszywego wstydu – pociąga za sobą najmniej zachodów i najtaniej wypada. Obejdzie się bez liczniejszej służby, a nawet bez żadnej, jeżeli pani domu przygotuje wszystko w pokoju przyjęć i sama poda herbatę.

„(…) na herbatę popołudniową europejskiego pokroju składa się nic innego, jak filiżanka aromatycznej, gorzkiej herbaty i domowe ciasta lub tort, pokrajany na płaskie kawałki. Układa się je na podłużnych tackach szklanych lub kryształowych. W sezonie faworków i pączków można i nimi ugościć. Dla osób nie lubiących słodyczy pamiętamy o słonym pieczywku, jak np. keksy, paluszki. Nie zapominamy też o plasterkach cytryny i kilku cukierniczkach, ażeby nie trzeba było urządzać polowań na jedną jedyną”.

Takie „herbatki” były rodzajem spotkań towarzyskich, organizowanych nie tylko w karnawale. Był to standardowy sposób podejmowania gości w stałe dni przyjęć. Wyznaczała je na sezon towarzyski każda dama z choćby nikłymi pretensjami do towarzyskiego obycia. Herbatka była najskromniejszym rodzajem przyjęcia, a raczej – jedynie poczęstunkiem. W jednym z francuskich podręczników dobrych manier z 1900 roku czytamy, że nie powinny takie herbatki „liczyć więcej osób nad dwadzieścia do trzydziestu”.

Dlatego też skromne „herbatki” w karnawale wydawano bardziej w drodze wyjątku, jako „ulgowe” potraktowanie obowiązków gościnnych i towarzyskich. Tych zaniedbać nie wypadało, a w karnawale był na nie szczególny nacisk. W dobrym tonie było celebrowanie okazji do spotkań „prawdziwym” przyjęciem, odpowiednio zaplanowanym, zapowiedzianym, z gatunku raczej kosztownych:

„Gdyby tańce były projektowane z góry, trzeba mieć przygotowaną odpowiednią ilość napojów chłodzących, trzeba pamiętać o dobrych muzykantach albo o patefonie z doskonałymi płytami. Ktoś z rodziny nie tańczący musi się zająć nakładaniem płyt i nakręceniem maszyny, wszelkie długie przerwy bowiem, gorączkowe szukanie płyt itp. są niemiłe i denerwujące. Tańce zaś urządzone ad hoc nie wymagają, prosta rzecz, tak drobiazgowych przygotowań”.

Tak zwane „wieczory”, gromadzące po kilkadziesiąt osób, wymagały już oprawy tanecznej zapewnianej przez zespół muzykantów. W czasach przedwojennych jednak, najwłaściwszym do celebrowania karnawału wydarzeniem towarzyskim były bale, liczące, bagatela: „od ośmdziesięciu do stu osób zaproszonych (niekiedy dużo więcej)”. Było z nimi jednak nieco więcej przygotowań niż do zwykłych „wieczorków tańcujących”, choćby w związku z koniecznością udekorowania domu:

„Sala taneczna winna być ubrana w festony z liści i kwiatów; po kątach rośliny wysokie, a na ich tle figury marmurowe, wazony na słupach lub tp. Kwiatami ubiera się wszystko: zwierciadła, żyrandole, drzwi, obrazy; nie powinno ich brakować ani w jadalni, ani w bawialni, w przedpokoju – i tylko nie masz ich w pokoju przeznaczonym na karty”.

Ale już samo wyznaczenie terminu balu w karnawale mogło nastręczać wiele trudności:

„Karnawał odznacza się gorączkowem tempem zabaw i nieraz, chcąc urządzić bal u siebie, trzeba długo wybierać dzień zanim się znajdzie taki, w którym niema zapowiedzianych kilku innych zabaw”.

Już kilkanaście lat później, w międzywojniu, wobec zdecydowanie mniej wystawnego poziomu życia, mentorzy dobrych obyczajów łagodzili nieco wymagania wobec wzorowych gospodarzy. Chcąc uczynić zadość obowiązkom towarzyskim w karnawale, można było wydać dużo skromniejsze od balu i mniej zobowiązujące przyjęcie taneczne, tzw. dancing. I w tym wypadku jednak należało zadbać o odpowiednią formę podejmowania:

„Goście siedzą przy stolikach, piją kawę lub herbatę, rozmawiają, i od czasu do czasu tańczą, zachowując zresztą ściśle ogólne przepisy dobrego tonu”.

Tak czy inaczej, ciężar obowiązków towarzyskich i ich organizacji spoczywał w głównej mierze na paniach domu. Tak jak odpowiedzialność za powodzenie tych towarzyskich przedsięwzięć. Poza przygotowaniem (lub nadzorowaniem przygotowań) przyjęcia, miały ówczesne damy wiele obowiązków podczas samego wydarzenia. Niektóre z nich były nader delikatne i wymagały od gospodyń nie lada taktu:

„Pani domu powinna (…) wyszukiwać tancerzy pannom mniej ponętnym, a czynić to w sposób przezorny i delikatny, tak, ażeby biedna opuszczona panienka nie czuła, że jej przyprowadzają tancerza z przymusem”.

A Wy? Balujecie w karnawale czy częściej zadowalacie się skromną herbatką?

Wszystkie cytaty pochodzą z mojej prywatnej biblioteczki dawnych podręczników dobrych manier, takich jak:

  1. Hojnacka K., Kodeks towarzyski. Współżycie z ludźmi, Żnin 1939 r.
  2. Kurcewicz M., Vauban M., Zasady i nakazy dobrego wychowania…, Warszawa 1928.
  3. Rościszewski M., Księga obyczajów towarzyskich, Lwów-Złoczów 1905.
  4. Stypianka I., Sztuka uprzejmości. Zasady i formy dobrego wychowania, Poznań [1938].
  5. Wielopolska M., Obyczaje towarzyskie, Lwów 1939.
  6. Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre), Kraków 1900.
Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn