Są takie chwile, gdy łatwo jest nam być dla świata uprzejmym i z życzliwością patrzeć na ludzi i ich poczynania. Czasem z wyrozumiałością, pobłażliwością – czego tam akurat trzeba. W osiągnięciu tego stanu bardzo przydaje się pasja, choć nie zawsze łatwo nam ją odnaleźć.
Jest taki niezawodny sposób, aby poznać, co przynosi nam prawdziwą radość i spełnienie w sferze zawodowej (mam też oczywiście inne pasje, ale tę, na świeżo, po prostu muszę opisać). Kiedy motyle w brzuchu nie oznaczają zakochania, a mrowienie w stopach – zespołu niespokojnych nóg. To ten moment, gdy energia rozpiera Cię od środka, a radość i satysfakcja już zaraz uniosą Cię w powietrze.
Zaraz wyczaruję patronusa
Ja tak mam, gdy kończę udany wykład, wystąpienie, warsztat. Kiedy po wyczerpującej sesji pytań (czasem dłuższej niż ostatni moduł zajęć) i dzielenia się przez uczestników anegdotami z własnego poletka „na temat” i „obok tematu”, po ostatnich pożegnalnych uśmiechach zostaję sama w pustej sali. Gdzie przestrzeń wibruje jeszcze niedawną dyskusją i emocjami, od ścian odbija się echo śmiechu po dobrze przyjętych żartach. Gdzie czuć gęstą od intelektualnego i emocjonalnego fermentu atmosferę grupy. Gdzie energia tych ludzi jest nadal tak duża, że mam wrażenie, iż zaraz zmaterializuje się w formie mojego prywatnego patronusa. I gdzie słyszę nadal strzępki swoich własnych słów, reakcji słuchaczy, przykładów, poleceń. Widzę ich miny: zaskoczone, podekscytowane, sceptyczne, rozumiejące.
To uczucie, gdy jestem sama z siebie zadowolona (a o to nie do końca u mnie łatwo). Wiem, że dałam z siebie wszystko, a z tomów wiedzy, zalegających w moim mózgu, zrobiłam najlepszy, bo praktyczny użytek. Chwila, gdy usłyszałam „bardzo dziękuję za ten przykład” i widzę, że to jest wdzięczność prawdziwa, która komuś przyniosła rozwiązanie, zrozumienie, czasem ulgę. Gdy ktoś wychodzi dzięki mojej pracy bogatszy w nowe umiejętności, przemyślenia i wiedzę. Pewniejszy siebie, dowartościowany, z poczuciem dobrze spędzonego czasu, nowo otwartych drzwi, a czasem: dobrze wykalibrowanej inwestycji.
Mała stopklatka dla zawodowej higieny
Zostaję więc w tej sali sama i chłonę jeszcze przez parę minut tę atmosferę, tę energię, to ogromne pozytywne „coś”, które wznosi się wokół. Oddycham nim, słucham go, nabieram do płuc głęboko, żeby starczyło na jak najdłużej. Zbieram po prostu te okruchy magii, żeby mieć paliwo na później, na trudniejsze chwile i żeby móc do nich sięgnąć w dni nijakie.
Nie, nie odlatuję. Zbieram swoje rzeczy, zamykam drzwi do komnaty, która prawdopodobnie znika zaraz po przekręceniu klucza i niemądrze uśmiechając się do siebie ruszam na podbój kolejnych światów. Bogatsza o kolejne doświadczenie i dzień cudów, o kolejną wiedzę i znajomość z kolejnymi, niepowtarzalnymi ludźmi, od których ja dostałam – choć często o tym nie wiedzą – prawdopodobnie więcej niż oni ode mnie. W środku mam połyskujące metalicznie jedno wielkie: „Dziękuję”!
To tyle. I wiem, jest jedna, niezaprzeczalna wada tego przepisu na odkrycie własnej pasji. Aby ją odnaleźć – trzeba przynajmniej raz doświadczyć tego, co wywołuje wspomnianą euforię. O tym, że uwielbiam uczyć i tylko, kiedy to robię, jestem na właściwym – swoim – miejscu, wiem od pierwszych zajęć. Jako świeżo upieczona doktorantka miałam przyjemność i zaszczyt prowadzić je na Uniwersytecie Warszawskim (ślę moc serdeczności zaangażowanym, błyskotliwym studentom z tej mojej pierwszej grupy, których do dziś wspominam z sentymentem). Aby się jednak przekonać o tym, że właśnie to chcę i będę robić w życiu, musiałam pochwycić szansę, która się pojawiła. Pochylić się nad tym kolejnym w zatłoczonym grafiku zadaniem. Przygotować się. Odważyć się.
Pasja to siła
Może to zatem nie wada. A przynajmniej życzę Wam z całych sił, aby dla Was nie była to wada, tylko zachęta do próbowania w życiu wciąż nowych rzeczy.
Pasja to naprawdę potężna siła. Daje radość, siłę, daje nowe spojrzenie. Odświeża, pozwala odpocząć od codzienności, wyzwala to, co w nas najlepsze. Sprawia, że nabieramy wiatru w żagle i energii potrzebnej, żeby móc przekazać życzliwość i uprzejmość dalej. Żeby inaczej patrzeć na świat i ludzi, być dla nich uprzejmymi i wyrozumiałymi. Bo żeby dawać innym, najpierw trzeba mieć z czego. Czyli napełnić własny koszyczek.
Co w tym takiego komilfo, zapytacie? Komilfo.biz jest o swobodnym samopoczuciu w każdej sytuacji. Także o znalezieniu swojego miejsca w świecie, co jest dużo łatwiejsze, gdy wiemy, jakie zasady nim rządzą. I oswajamy je dla siebie, i dla własnego komfortu. Dla dobrego samopoczucia we własnej skórze.