Drogocenne „dziękuję”

klejnot

Zauważyliście jak drogo wyceniamy osobiste podziękowania? Całkiem jakby były drogocennym klejnotem. Albo jakby wiązały się z nadludzkim wysiłkiem. Dziękujecie hojnie czy oszczędnie?

„Muszę ci podziękować”, „Czy powinienem mu za to podziękować?”, „Nie licz na to, że ci jeszcze podziękuję!”, „Ile razy jeszcze mam dziękować?”, „Za nic nie będę dziękować, to jego obowiązek!” – znacie to? Frazeologia naszego języka dość dobrze odzwierciedla nasz stosunek do grzeczności. Utożsamiamy ją często z wyuczonymi formułkami, z dość sztywnymi zasadami etykiety. Albo ubieramy w „magiczne słowa”. A skoro magiczne, to najwyraźniej warto o nie dbać, szanować je i… zamknąć w kuferku na lepsze czasy.

Zbytek łaski?

Rozumiem mniej więcej, czego możemy się obawiać w wypadku przeprosin. To jednak akt, który wymaga odwagi cywilnej i wydatku emocjonalnego. Przeprosiny to często poważna deklaracja, a my dodatkowo traktujemy je (niesłusznie!) jako przyznanie się do błędu czy słabości. Ale podziękowania? Akt grzecznościowy przyjemny przecież dla obu stron: i dla dziękującego, i dla adresata. Nie: akt łaski. A mimo to często wyliczamy te podziękowania skrupulatnie i z rozwagą ich udzielamy, szczególnie, gdy jesteśmy szefem, a podziękować mamy podwładnemu. Ale i wtedy, gdy mamy wyrazić wdzięczność równorzędnemu partnerowi, na przykład w małżeństwie czy rodzeństwie. Przecież nam się należy! Albo lepiej: przecież on wie, że jesteśmy wdzięczni.

I pomyśleć, że „dziękuję” jest spośród trzech „magicznych słów” najbezpieczniejsze. Niczego nam nie odbiera, nie naraża nas na odmowę, tak jak może się wydarzyć w wypadku prośby. Nie zapędza w róg uniżoności i czołobitności, jak to czasem bywa, gdy przepraszamy kilka razy za to samo. „Dziękuję” wywyższa adresata, podkreśla zasługi tego, komu mamy za co podziękować. Nie umniejsza zaś nadawcy, bo ten, kto dziękuje, okazuje wrażliwość, empatię i docenia wysiłek lub dobre chęci drugiej strony. A jednak „dziękuję” nadal zbyt rzadko przechodzi nam przez gardło.

Ostrożnie, „fragile”!

Bo przecież okazując wdzięczność, odsłaniamy swoją ludzką, emocjonalną twarz. To nie przystoi stanowczej, twardej szefowej;) Zdaje się też, że przyznajemy się, dziękując, do słabości (sic!) i do tego, że nie jesteśmy wszechmocni, skoro musieliśmy skorzystać z cudzej pomocy… A dzieciom to już w ogóle nie należy dziękować, jeszcze je rozpuścimy.

Rozumiem, że powyższe obiekcje mogą łatwo przeważyć nad poczuciem obowiązku czy nawet wrodzoną uprzejmością. Dlatego, jeżeli już kalkulujesz, czy podziękować, rozważmy, jak to wpłynie na Twój dopracowany wizerunek:

  1. Pozwolisz się zapamiętać jako piewca przyjemnych wieści.
  2. Pokażesz swoją „ludzką twarz”, ale nie „miękkie podbrzusze”.
  3. Zachęcisz adresata do wzajemnej „wylewności” w kontaktach.
  4. Zmotywujesz pracownika do dalszych osiągnięć.
  5. Wyzwolisz najlepszy potencjał tego, komu dziękujesz – zgodnie z ludzką potrzebą spójności.
  6. Masz świetny pretekst do zainicjowania kontaktu: „Dziękuję za Twoje ostatnie wystąpienie, wiele zyskałem podczas tej prezentacji”.

A poza tym, lepiej dla nas wszystkich, żebyśmy czuli się docenieni o raz za dużo, niż o raz za mało. Dziękujcie innym. I sobie też.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn