Czyli o tym, jak grzecznościowy fast food przesłania nam prawdziwą moc interakcji.
„Proszę”, „dziękuję”, „przepraszam” – magiczne słowa, czyli lapidarny (choć nie do końca, według mnie, trafny) sylabus nauki dobrych manier w dzieciństwie. „Co się mówi?”, „Podziękuj babci za prezent”, „Idź przeproś brata”, „Poproś!” – znacie? W nowoczesnych nurtach wychowania częściej może, choć wciąż niedostatecznie, zaczyna się mówić o tym, jak istotne jest sprzężenie znajomości tych słów i ich znaczeń z odpowiednią dawką asertywności. Choć to już temat na odrębny wpis. W każdym razie ja z dzieciństwa pamiętam tego typu lekcje. I, co ciekawsze, wcale nie w wykonaniu moich rodziców. Tak już po prostu było, że dzieci w moim pokoleniu traktowano trochę jak własność plemienną, jeżeli chodzi o prawo do strofowania i wychowywania. A i dziś zdarza mi się słyszeć tego typu mantry wszędzie tam, dokąd dorośli zabierają swój plankton.
To, co uzasadnia taką trwałość kanonu edukacyjnego w zakresie dobrego wychowania, to rzekoma „magia” tych trzech wspomnianych słów. Kołacze mi się po głowie jakaś przypowieść o tym, że otwierają one każde drzwi i nawet zatwardziałe serca. I tak sobie myślę, że zwłaszcza popularne „sory” i „dzięx” to musi być prawdziwa petarda. Sorki, balsam na te zatwardziałe serca.
Prawdziwa magia jest gdzie indziej
Ale do ad remu. Te trzy wyświechtane słowa: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”, naprawdę magią trącą, tyle że nie w takim sensie, jak zwykliśmy to rozumieć. To nie ich znaczenie nadaje im magiczną, sprawczą moc i pozwala osiągnąć więcej, tylko ich potencjał relacyjny. „Proszę”, „dziękuję” i „przepraszam” nie niosą z sobą znaczeń merytorycznych. Są ogólnikowe, uniwersalne, w pewnej mądrej klasyfikacji zwane wręcz „komunałami”. A mimo to zdarza mi się usłyszeć „dziękuję” powiedziane w taki sposób, że uśmiecham się na jego wspomnienie jeszcze przez miesiąc. Zdarzają się też przeprosiny, obok których nie da się przejść obojętnie (mężu, mistrzu mój!). A każdy, kto ma dzieci, wie, że ich gorące prośby to po prostu ofiara całopalna.
Trochę teorii i przykładów
Prośby, przeproszenia i podziękowania mogą nieść potężny ładunek emocjonalny i to na nim głównie polega ich moc sprawcza i ich „magiczne” działanie. W tradycyjnej teorii aktów mowy Johna Searle’a prośby są aktami dyrektywnymi (to znaczy mają za zadanie wpłynąć na postawę lub działanie odbiorcy), a podziękowania i przeprosiny to deklaratywy (czyli takie wypowiedzenia, które mają na celu zmianę lub wywołanie jakiegoś pozajęzykowego stanu rzeczy).
Tym ostatnim blisko do tzw. aktów performatywnych („wynalezionych” przez J. L. Austina, mistrza J. Searle’a), czyli takich, które tworzą jakieś wiążące, na przykład prawnie, skutki. Przykład? „Ja ciebie chrzczę” to nie tylko słowa. To akt, którego wypowiedzenie zasila szeregi chrześcijan. Podobnie jak „biorę sobie ciebie za męża”, sprawia, że trwale i nieodwołalnie zmieniam stan cywilny.
I to w szeregu tych prawdziwie sprawczych wypowiedzeń widzę miejsce dla odpowiednio wypowiedzianych i przyjętych „proszę”, „dziękuję” i „przepraszam”. Oczywiście, zdawkowe, automatyczne „dzięki”, rzucone przez ramię w odpowiedzi na opróżnioną zmywarkę, pewnie nie zmieni zasadniczo przebiegu dnia uczynnego małżonka. Ale już: „nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła, mój bohaterze, zasługujesz na najwyższą nagrodę!” jest dyskusyjne. Nie wspominając o moich ulubionych podziękowaniach od studentów na koniec semestru, okraszonych w dodatku (czemu coraz rzadziej?!) towarzyszącym aktem ukwiecenia. Tylko uprzedzam lojalnie: performatywność podziękowań w tym konkretnym wypadku nie polega niestety na pojawieniu się symbolu „zal” i odpowiednio wysokiej cyfrze w USOS-owych rubrykach.
Czary mary, przepraszam
Podobnie ma się sprawa z „przepraszam” oraz „proszę”. W zależności od zaangażowania emocjonalnego, motywacji nadawcy, konkretnej sytuacji, mogą to być frazy o bardzo silnym ładunku emocjonalnym i w efekcie mogą wywierć silny wpływ na adresata.
Trudno porównywać siłę ceremoniału, na przykład kościelnego (ślub), państwowego (mianowanie profesorskie) czy uczelnianego (przysięga doktorska) z pojedynczym – i często „cywilnym” – aktem przeprosin lub podziękowań. Mogę sobie jednak z powodzeniem wyobrazić sytuację, w której „przepraszam” wraz z wywołaną reakcją: „wybaczam”, mogą spowodować różnice w stanie faktycznym zaangażowanych w nie osób. I to różnice co najmniej takiej wagi, jak zawarcie małżeństwa. Ot, wyobraźmy sobie, że sytuacja dotyczy jakiegoś zatargu z młodości dwóch leciwych dam. Akty przeprosin i wybaczenia mogą skutkować w ich życiu bardzo konkretnie: odbudowaniem relacji lub poniekąd ponownym przyjęciem do rodziny jej istotnego członka. Czy bardzo się to różni od „biorę sobie ciebie za żonę”? To dopiero magia, prawda?
Cenne narzędzia
Nie przestawajmy uczyć dzieci, że „proszę”, „dziękuję” i „przepraszam” to ważne słowa, których wypowiadanie w określonym kontekście warto jest opanować jak najwcześniej. Ale róbmy to mądrze. I wyposażajmy je od razu wiedzę, skąd tak potężna moc słów, na czym ona polega. I co można nimi osiągnąć, dla innych i dla siebie.
Właściwie używane, słowa te dają moc rozwijania zdrowych, mądrych relacji międzyludzkich. Za ich pomocą wyrażamy własne emocje i wpływamy na stan ducha ich adresatów. A nawet manipulujemy nim (i nie mam tu na myśli nic złego; manipulujemy nastrojami na co dzień, choćby gotując ulubiony obiad mężowi, któremu chcemy poprawić humor czy rozśmieszając dziecko, przerażone pobraniem krwi), poprzez dobór odpowiednich słów, składni, elementów parajęzyka (jak intonacja czy tembr głosu).
Słowo jak magiczna różdżka
A jeżeli chodzi o magię: ona jest po prostu wpisana w niektóre zwroty, bo czymże innym jest tworzenie nowych stanów rzeczy za pomocą słów? Tylko w niektórych uniwersach „zaklęcia” te brzmią: avada kedavra, a w innych: „uznaję cię winnym i skazuję na 50 godzin prac społecznych”. „Proszę”, „dziękuję” i „przepraszam” są z tej samej kategorii, tyle że nawet bardziej uniwersalne. Bo świat emocji, mimo że kojarzony z żeńskim stylem komunikacji i miękkim stylem zarządzania, ma się świetnie w każdym zaprojektowanym dotąd uniwersum (no wskażcie mi proszę dowolnego bohatera, dowolnego filmu lub książki, który nigdy któregoś z tych słów nie użył). „Proszę”, „dziękuję” i „przepraszam”, jeśli tylko się do nich solidnie przyłożymy, działają dziś równie skutecznie co sto lat temu. Działają na żonę, klienta i obrażonego młodszego brata. Działały w wykonaniu Bryana Adamsa i Alfa. Działają u Ricka i Morty’ego, w Shreku i w Matriksie. A w Deadpoolu 2 zadziałały tak, że zmianę stanu faktycznego producenci filmu i specjaliści od promocji mogą liczyć w milionach.