Idzie ich trzech. Wielcy jak szafy, krokiem marynarskim, z gołymi klatami i głowami. Często w rytmie bitu (kiedyś z magnetofonu) z komórki. Czasem z piwem. Zadowoleni z życia, głośni, z daleka oznajmiają swoje panowanie na tych terenach.
– Dzień dobry! – mówi ten, który ma największą potrzebę zaczepki. Głośno, dobitnie, wyzywającym tonem.
No i spróbuj nie odpowiedzieć. Prawdopodobnie powtórzy głośniej, z wyraźniej słyszalną nutą agresji w głosie. Następne w kolejności będą pouczenia o tym, że na uprzejme powitanie się odpowiada. W skrajnych wypadkach nawet wyzwiska, a może i budząca poczucie zagrożenia fizyczna ingerencja – naruszenie Twojej przestrzeni osobistej. „Grzeczność zaczepna” to oczywiście eufemizm dla takich zachowań.
Nieprzyzwoicie tak na ulicy…
Może zdarzyć się też głośne „smacznego!” z obleśnym uśmieszkiem, zwłaszcza, gdy jesteś kobietą i zwłaszcza wtedy, gdy jesz akurat lody. Nieco ponad sto lat temu podręczniki dobrych manier zalecały, aby panny z dobrego domu nigdy, ale to nigdy nie jadały lodów publicznie na ulicy. Lubię myśleć o tych zakazach, że to po to, aby przed powyższymi sytuacjami rzeczone panny uchronić, nie zaś ograniczyć ich wolność w sferze publicznej.
A tak mogłam odpowiedzieć!
W każdym razie: taka grzeczność to nie grzeczność. Widzimy to wyraźnie, kiedy się nad tym zastanowimy, na przykład po przeczytaniu powyższego. Nie widzimy tego, gdy się dzieje. Bo to rodzaj agresji słownej, perfidnie ukrytej. Jedna z tych sytuacji, gdy tuż po tym, gdy się nam przydarzą, mamy żal do siebie, że nie zareagowaliśmy (-łyśmy) inaczej.
Brak rozpoznania wynika z niezgodności tego co dosłowne, i tego co nie wprost. Dosłownie słyszymy przecież uprzejme przywitanie, a na przywitania się odpowiada… nie czujemy się w porządku, bo naruszamy zasady społecznej gry grzecznościowej. Słyszymy jednak ton głosu, widzimy wyzywający/drwiący/zagrażający wyraz twarzy, agresywną postawę ciała – nic więc dziwnego, że na wymianę grzeczności nie mamy ochoty. Mamy za to na ucieczkę, odcięcie się od osobnika. Dlatego przyspieszamy kroku, przyspiesza nam puls, a organizm mobilizuje siły fizyczne, kosztem tych mentalnych – stąd brak natychmiastowego pomysłu na ciętą ripostę. Nie miej o to do siebie pretensji. U Ciebie wszystko działa dobrze.
Czy to na pewno grzeczność?
Grzeczność powstała, aby ułatwić interakcje. Pozwala odnaleźć się w nowym środowisku, nawiązać kontakt nawet z tymi ludźmi, z którymi mamy niewiele wspólnego. Pozwala też zaspokajać takie potrzeby społeczne, jak „wygadanie się”, wymiana informacji czy regulowanie emocji. Nie wszyscy jednak umiemy zręcznie się z grzecznością obchodzić. I nie we wszystkich sytuacjach. Czasem cyzelujemy z nadmierną precyzją, niczym jubilerskim dłutkiem, a czasem walimy obuchem między oczy. Jeżeli czyjeś „dzień dobry” zasłania agresywny grymas albo oślizgła słodycz, nie musisz odpowiadać. Albo możesz – bez zanurzania się w jego intencje.