Brak jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie jest najtrafniejszym i najbardziej lapidarnym ujęciem tego, co w grzeczności najistotniejsze.
Po pierwsze: są sytuacje, w których „cześć” jest niegrzeczne, nie jest kulturalnym powitaniem (na przykład rzucone lekceważąco do starszego członka rodziny), ale są i takie, gdy nieuprzejme jest „dzień dobry” (na przykład wypowiedziane chłodno do bliskiego kolegi lub partnera, w ramach kary czy „focha”).
Po drugie: myśląc o kodeksach obyczajowych, często wyobrażamy sobie sytuacje bardzo etykietalne, ceremoniały, podniosłe wydarzenia i okoliczności. Prawda jest taka, że mało komu z nas przychodzi demonstrować dobre wychowanie wobec angielskiej królowej. A jednak większość z nas demonstruje je wielokrotnie w ciągu dnia: wobec członków rodziny, kolegów z klasy lub biura, kręgów towarzyskich, grup zainteresowań, osób od których coś kupujemy, z którymi podróżujemy metrem, negocjujemy, którym podlegamy służbowo, lub którymi zarządzamy. Dla każdej z tych sytuacji istnieją określone normy zachowań. W jednych okolicznościach może to być „Dzień dobry, moja droga”, w innych „Siema”. I żadnej nie wartościujemy. To po prostu normy tak różne, jak zróżnicowana jest rozpiętość ról, które w życiu pełnimy.
Po trzecie: uprzejmość, takt, stosowność to wbrew pozorom (ach te tysiące formułek do wkucia!) zjawiska, które nie składają się głównie z części werbalnej. W codziennym życiu (etykieta dworska czy protokół dyplomatyczny zostawmy na boku) istotniejszy jest towarzyszący ich wypowiadaniu parajęzyk (ton głosu, intonacja, tembr), gestykulacja (uścisk dłoni), mimika (uśmiech) czy kinezyka (pochylenie się z uwagą w stronę witanej osoby). To co będzie grzeczniejsze: wycedzone jakby pod przymusem, niechętne „dzień dobry”, czy wypowiedziane z ożywieniem i radosnym uśmiechem „cześć”?
Po czwarte: nie pytajmy, to czy to, ważne, że powitanie w ogóle jest! Zauważenie rozmówcy, sygnał zainicjowania kontaktu werbalnego, zaznaczenie, że dostrzegliśmy jego obecność i wyodrębniamy go z otoczenia – oto istota aktu grzecznościowego, jakim jest kulturalne powitanie.
Po piąte: wydaje się, że skala powitań jest zdecydowanie szersza niż dwie tytułowe propozycje. No bo co z „helou”, „cze”, „joł”, albo „hejką”? Niegrzeczne? Bo potoczne? Lepiej się nie zapędzać, bo zaraz okaże się, że ledwie promil z wypowiadanych codziennie słów świadczy o nas, jako o ludziach kulturalnych i obytych. Zdradzę Wam coś: język mówiony, którym posługujemy się na co dzień, to język potoczny. Nie stawiajmy mu wymogów takich, jak literackiemu. Ani sobie samym. I bliźnim.
Po szóste i ostatnie: w każdej sytuacji, jeśli doczepimy się odpowiednio mocno, znajdziemy odpowiednik jeszcze bardziej uprzejmy („Witaj, Zbawco”) i jeszcze bardziej lekceważący („Co tam?”). A nie lepiej nie porównywać? Tylko cieszyć się interakcją. I uprzejmością międzyludzką, we wszystkich jej odcieniach.
Zapraszam Cię też do przeczytania o konkretnych zasadach kulturalnego witania się.