Do drzwi oczywiście.
Stają nam czasem na drodze zamknięte drzwi, których nie mamy zamiaru wyważać. Jak się wówczas zachować, żeby nie stały się dla nas powodem zakłopotania, a dla osoby po drugiej ich stronie powodem irytacji? Czy istnieją jakieś określone zasady pukania do drzwi?
Twój dom, Twoja twierdza. I cudzy też
Sprawa jest prosta, jeżeli mamy do czynienia z drzwiami prywatnymi. W rozumieniu przestrzeni osobistej, nie zawodowej. Oczywiste jest, że do zamkniętych drzwi cudzego mieszkania, domu, apartamentu, domku letniskowego, pokoju – pukamy, chcąc dostać się do środka lub przywołać właściciela. Jeżeli mierzymy się z furtką w ogrodzeniu otaczającym czyjś prywatny dom lub posesję, nie pozwalamy sobie na zignorowanie jej, nawet, gdy jest uchylona. To samo dotyczy „podwójnych” drzwi, szczególnie w budynkach jednorodzinnych, wszelkich wiatrołapów, sieni, przedpokojów. Te pomieszczenia stanowią już przestrzeń prywatną, do której nie wypada nam wtargnąć, „bo drzwi zewnętrzne były otwarte”.
W budynkach wielorodzinnych sytuacja jest nieco bardziej złożona. Drzwi głównego wejścia mogą być wstępem do przestrzeni wspólnej, „niczyjej”, z której dopiero kolejne drzwi wyprowadzą nas do „półprywatnej” przestrzeni, na przykład niewielkiego korytarza, z którego z kolei przechodzi się do dwóch czy trzech mieszkań. Pukanie do drzwi głównych jest wtedy oczywiście bez sensu. Ale już skorzystanie z dzwonka, domofonu, videofonu może być stosowną formą zapowiedzenia naszych prób sforsowania kolejnych drzwi na drodze do celu.
Pomieszczenia służbowe
Drzwi służbowe to kwestia osobna i wcale nie tak prosta. Pokój w budynku urzędu miasta, gabinet w przychodni lekarskiej, kantorek woźnego – są to pomieszczenia przeznaczone do pełnienia funkcji publicznych lub służących interesantom danej instytucji. A jednocześnie jest to kawałek przestrzeni, w której jakaś osoba lub osoby spędzają znaczną część swojego życia, wprowadzają własną organizację, zwyczaje i różne usprawnienia, potrzebne do codziennej, efektywnej pracy, ale i do prawidłowego funkcjonowania. Nie wszyscy pracujemy w miejscach, w których (choć woła to o pomstę do nieba i pokazuje prawdziwy brak profesjonalizmu pracodawcy) posiłek w przerwie pracy można spożyć na osobności, w przeznaczonym do tego pomieszczeniu. Nie wiem jak Wy, ale ja nie chciałabym wejść w trakcie pochłaniania naprędce przez tych nieszczęśników, kanapki z salcesonem. A przecież pani Krysia i pan Zenon z urzędu gminy też jeść muszą. Albo przyjąć czasem leki, nie przerywając pracy.
Pukać warto. Aby uprzedzić osobę lub osoby po drugiej stronie drzwi, że jesteśmy tuż obok i zaraz staniemy twarzą w twarz. Aby dać szansę na dokończenie rozpoczętych prywatnych czynności. Aby sprawdzić, czy po drugiej stronie ktoś na nas czeka i czy poprzedni petent już wyszedł. Aby nie natknąć się na sytuację lub widok, którego „odzobaczyć” się nie da.
Kiedy pukać?
Pukać jest dobrze zawsze, gdy wchodzimy do danego pomieszczenia po raz pierwszy. Nie wiemy czy za jego progiem czeka na nas kontuar, rząd biurek czy może korytarz lub mała poczekalnia. W ogóle pukanie jest kulturalne – raczej ryzykujemy nieuprzejmością nie pukając, niż pukając “na wszelki wypadek”.
Są pomieszczenia ekstremalne, do których pukanie może nam zapewnić bezpieczeństwo, na przykład pracownie roentgenowskie lub laboratoria chemiczne, gdzie pracuje się z substancjami szkodliwymi. Oprócz własnego bezpieczeństwa i komfortu warto też jednak pomyśleć o dobrym samopoczuciu i prywatności naszych poprzedników. W trakcie intymnego badania w gabinecie lekarskim, egzaminu, wyjaśniania nieprawidłowości w pracy, zdecydowanie należy się ludziom komfort odosobnienia.
Zawsze pukamy do zamkniętych drzwi szefa. Do sali konferencyjnej, w której toczy się spotkanie. Do gabinetu, który ma drzwi uchylone lub przezroczyste, ale słyszymy urywki toczącej się za nimi rozmowy. Zakładam, że nie wchodzimy tam ze sprawami błahymi, tylko poważnymi. A w takim wypadku odgłos pukania pozwoli nam zyskać uwagę rozmówców, zauważyć nasze wejście i szybko załatwić sprawę, bez kłopotliwego czekania z głową w drzwiach na skończenie przez kogoś akapitu.
Pukamy też zawsze – choć to raczej nieformalna sytuacja – do drzwi toalety, z której chcemy skorzystać. Publicznej, mieszczącej się w przestrzeni biurowej lub w budynku użyteczności publicznej, np. przychodni, w centrum handlowym lub w urzędzie. Generalnie: wszędzie tam, gdzie toaleta nie jest prywatna, domowa, i nie służy jedynie domownikom i gościom podczas ich wizyt.
Kiedy pukanie nie jest obowiązkowe?
– gdy drzwi wybite są miękkim materiałem, np. pikowaną skórzaną tapicerką – no bo jak?!
– gdy drzwi są szklane i przezroczyste – bo i tak widzimy, co się dzieje za nimi i sami jesteśmy widziani
– gdy w pomieszczeniu, do którego chcemy się dostać, pracują trzy osoby lub więcej – zakładamy, że w takim tłumie raczej jest się w gotowości do konfrontacji z innymi ludźmi przez cały czas
– gdy drzwi służbowego pomieszczenia (gabinetu, biura, pracowni, laboratorium) są uchylone
Pukanie to niewerbalna oprawa aktu inicjującego kontakt. Poza tym zapowiada nasz osobisty udział w interakcji. Dlatego zalecam, aby przyłożyć się do niego podobnie, jak do uścisku dłoni, tym bardziej, że zasady pukania do drzwi są proste. Powinno ono być krótkie, ale trwać zauważalną chwilę, stanowcze, ale nie agresywne (kostkami dłoni, a nie pięścią), słyszalne. Na rytmiczne wystukiwanki pozwalamy sobie tylko w ramach dowcipu, gdy za drzwiami siedzą dobrze nam znane – i dobrze tolerujące takie zachowania – osoby. I raczej nie, gdy przychodzimy w mało przyjemnym dla nas interesie, na przykład wyjaśnić niedopłatę podatku.
I ważne na koniec: po zapukaniu warto odczekać przynajmniej trzy sekundy (policzyć w myślach: 121, 122, 123). To da osobie po drugiej stronie drzwi szansę na zareagowanie. Nawet w sytuacji, gdy musi pilnie przełknąć ostatni kęs kanapki z salcesonem.