Trzeba przyznać, że gafa redakcji kończy rok w prawdziwie wystrzałowy sposób.
Redakcja ta opublikowała na Instagramie fotografie osób, którymi się zawodowo interesuje, a które w mijającym roku wzięły ślub. W związku ze ślubem znanego aktora niestety pomyliły im się ślubne zdjęcia. A konkretnie: śluby. I wybranka.
Ot, pomyłka w druku lub researchu. Czemu to tak wielkie faux pas?
– Omsknięcie dotyczy sprawy Istotnej przez wielkie „I”, na co wskazuje reakcja zainteresowanego (jej treść i wydźwięk nie są przedmiotem niniejszych rozważań).
– Publikacja naruszyła interesy co najmniej trzech osób (aktora, jego obecnej oraz byłej żony).
– W zasadzie trudno oczekiwać po piśmie „lajfstajlowym” wysokich norm rzetelności dziennikarskiej. Jego czytelnicy jednakże mogą mieć w tej materii jakieś złudzenia. I obsada pisma jest im winna maksimum swojej staranności. Lubicie orientować się, że czytane artykuły, newsy lub choćby plotki są przeterminowane o ładnych kilka lat?
– Pismo, z racji swojej tematyki wiodącej, jest ekspertem w dziedzinie życia zawodowego i prywatnego osób publicznych. Eksperckość ta przez czytelników może być traktowana z przymrużeniem oka. Bohaterowie, zaludniający łamy pisma, mogą patrzeć na tę kwestię odmiennie.
– Pomyłka, jakakolwiek byłaby jej geneza, jasno pokazała, że redakcja nie konsultuje zamieszczanych materiałów z zainteresowanymi. Korzysta ze swego bogatego archiwum. Niby to praktyka powszechna, autoryzacja wszak nie jest obowiązkiem (i w ogóle taka jakaś mglista, nadal, mimo nowelizacji prawa, pozostaje. No bo weźmy choćby wszystkie te wątpliwości dotyczące autoryzacji wizerunku, płynną granica między informacją i promocją, definicję poinformowania o prawie do autoryzacji „przed” udzieleniem informacji…), ale z jakiegoś powodu mało kto otwarcie się tym chwali.
To teraz remedium (choć czas, gdy mogło być przydatne, minął, a redakcja i tak nie ma doradcy wizerunkowego).
- Kluczowe jest: kogo przeprosić, kiedy i jak. Na pewno nie tak, jak zrobiła to redakcja, w stylu lekko paternalistycznym i dyrektywnym: „Pomyłki zdarzają się każdemu. Ważne, by się do nich przyznawać i za nie przepraszać. Pozdrawiamy!”. Tylko dla mnie brzmi to trochę jak: „no, brzydcy my, ale w sumie o co tyle hałasu?”, albo „Panie X, no weź…”
- Przeprosić wypada wszystkie zainteresowane osoby. A nawet więcej, także tzw. interesariuszy, którymi w tym wypadku są czytelnicy pisma. Pierwszeństwo mają jednak oczywiście Państwo X (i najlepiej w takiej właśnie, mnogiej formie, podkreślającej zakwestionowany, mimowolnie, związek dwojga ludzi) oraz była żona aktora. Nawet jeżeli nie jest osobą publiczną, a może właśnie dlatego, może nie życzyć sobie pisania o niej w ogólnopolskich mediach. Szczególnie w kontekście dawnego związku.
- Oczywiście przeprosiny powinny nastać możliwie najszybciej. I jeśli chodzi o czas, trudno się przyczepić do działań redakcji, nawet zważywszy specyfikę działania mediów społecznościowych, gdzie zostały opublikowane.
- No właśnie. Instagram (i siłą rzeczy FB) to, jak rozumiem, jedyne miejsce, gdzie kłopotliwa fotografia została opublikowana. Czy publikacja przeprosin w tych kanałach wystarczy? Na potrzeby szerokiej publiczności wystarczyłaby nawet Facebooku. I nawet w tejże mało eleganckiej formie: odpowiedzi na komentarz. Gdyby oczywiście przeprosiny były stosowne. Dodatkowo jednak obowiązkowe są przeprosiny „w realu”: dla państwa X. Telefoniczne (ale personalne, nie „w imieniu redakcji”), o ile naczelna lub redaktor prowadzący/składający kolaż pozostaje z aktorem w stosunkach koleżeńskich. A niezależnie od tego, obowiązkowo: przeprosiny pisemne, drogą tradycyjną, najlepiej w formie bileciku (o nieco bardziej szczerym przeprosinowym brzmieniu niż socialmediowe przeprosiny). Koniecznie adresowane do małżeństwa. Serio, droga redakcjo, drobne pokajanie się nie strąci Wam koron z głów. No i sami przyznajcie: czy w tej sytuacji żal poszkodowanego jest bezzasadny? A na ile wyceniacie dobre relacje z aktorem oraz jego bliskimi?
- Czy do przeprosin dołączać upominek? Oczywiście: kwiaty (gdzieś przecież trzeba zatknąć bilecik). I pamiętać, że jest to jedna z sytuacji, w których dołączenie gadżetu z logo redakcji, propozycja ekskluzywnej sesji, albo – przewrotnie, dla rozrywki – całego rocznika Waszego pisma, będzie kolejną, niewybaczalną gafą. Najlepiej w tej sytuacji z upominku zrezygnować. Chociaż… chyba jest coś, co można rozważyć. Macie pewnie spore archiwum zdjęć państwa X? Także tych niepublikowanych? Albo tych, które wiążą się z ważnymi dla nich momentami? Tylko zanim złożycie z nich kolaż albo minialbum, dokumentujący Waszą owocną, wieloletnią współpracę i szacunek dla pary, upewnijcie się, że do researchu i realizacji usiedli najbardziej kompetentni z Was. I wykonajcie trzykrotny, rzetelny proofreading (i niech was bóg broni przed pomysłami na nadruki na koszulkach i kubkach).
- Choć powyższy opis działań zajmuje sporo miejsca, to kluczowa jest też kwestia zwartości i dynamiki działania. W reagowaniu kryzysowym jedną z fundamentalnych zasad jest nierozdmuchiwanie „kryzysu”. Opisane działania powinny być wykonane sprawnie, jak najszybciej i najpełniej. Jeden krótki, trafny wpis w sm może „załatwić” przeprosiny dla wszystkich adresatów. Wspomniane przeprosiny drogą tradycyjną, dla głównych zainteresowanych, powinny rozegrać się w tym samym czasie. Ale oczywiście już nie medialnie.
- A zaraz po zażegnaniu tej mało komfortowej i nieeleganckiej sytuacji, warto wziąć się do porządkowania archiwów, także cyfrowych. I nie, żebym piła tutaj do popularnej w pewnych kręgach redakcji TVP Kultura szafy-archiwum mojego imienia.
Ot, końcoworoczny, ciekawy case study, który aż prosił się o opis. Oby złe emocje, które z tej sytuacji wynikły, za mniej niż miesiąc stały się już nieaktualne dla wszystkich zainteresowanych.