„Ale leje!”, „Co za upał!”, „Wieje tak, że ledwo doszłam od tramwaju”, „Straszna pogoda, c’nie?”. Zjawiska atmosferyczne to nie tylko dyżurny temat small talków i zagajeń. Chcemy czy nie, pogodę (każdą) przynosimy po trochu do biura. Jak sprawić, by przy okazji nie ucierpiał biurowy savoir-vivre?
Kaprysów pogody doświadczamy okazjonalnie wszyscy, nawet, jeśli pracujemy w biurowcu odciętym od świata przy pomocy własnego mikroklimatu. I nawet, gdy, niczym Izabelę Łęcką, chronią nas przed deszczem, słońcem i wiatrem komfortowe wnętrza samochodów, rozkładane nad głowami parasole czy nowoczesne softshelle. Co to ma do biurowego savoir-vivre’u? Ano to, że każda pogoda wpływa na nasze zachowanie, nasze przyległości i – mniej lub bardziej – na nasz nastrój.
Czasem słońce
Wiadomo, gorąco, więc się człowiek przegrzewa i poci. A jak się poci, to robi się podenerwowany, bo ma świadomość, że czoło się świeci, że plamy pod pachami, że klei się do krzesła. Albo podenerwowani robią się inni, gdy ktoś w otoczeniu, owszem, poci się, ale ani myśli zrezygnować ze swej tajnej krucjaty przeciw antyperspirantom. Stawia na naturalność, ot co! Na przewiewność, oczywiście, niech powietrze rozproszy się po wspólnej przestrzeni pracowniczej. A czasem nawet dyskretnie zaciągnie się własnym zapachem…
Pomijając takie – oby przejaskrawione – oczywistości, warto zwrócić uwagę na to, by dbać o dopływ powietrza w sposób niesprawiający kłopotu innym. Jeśli otwieramy okno, to takie, z którego nagły podmuch nie zwiewa koleżance co 5 minut dokumentów z biurka. Wiatraka nie ustawiajmy prosto w oczy koledze, a jeśli używamy mgiełek chłodzących do ciała, to najlepiej takich bezzapachowych i oczywiście w łazience, na osobności.
Oszczędnie korzystajmy z takich metod chłodzenia jak ochlapywanie się zimną wodą, a o mrożone napoje dbajmy tak jak o wszystkie inne: sprawmy, by nie wylały się na klawiaturę czy dokumenty i nie kuśmy losu stawiając otwartą butelkę na brzegu biurka tuż przy ruchliwym przejściu. Biurowy savoir-vivre to nie tylko ostrożność i uważność na innych, ale też niezastawianie pułapek czyhających na zapracowanych, spieszących się wciąż ludzi.
Czasem deszcz
Jeżeli zdarza Ci się dojeżdżać do pracy jednośladem, przychodzić pieszo, na rolkach, albo masz baaardzo zdrowy spacer od przystanku – dobrze byś miał(a) w biurze zapasowy komplet ubrań. Na wypadek gdyby spotkało Cię niespodziewane oberwanie chmury, za późno, aby wrócić do domu po parasol i za wcześnie, żeby móc dobiec do drzwi miejsca pracy. Buty dobrze jest mieć w biurze nie tylko na wypadek niepogody. Ani tym bardziej na wypadek, gdy szef preferuje akurat szpilki i tylko szpilki… Bo to już nie jest element biurowego savoir-vivre’u.
Kiedy już masz się w co przebrać – udajesz się z tym oczywiście do łazienki. Nie paradujesz bez koszulki wśród współpracowników, nawet jeżeli Twoje najświeższe efekty treningów aż proszą się o prezentację. Nie ociekasz też deszczem lub śniegiem, unaoczniając efekty ulewy wszystkim zainteresowanym i niezainteresowanym. A ewentualny przemoczony płaszcz lub parasol umieszczasz z daleka od biurek, komputerów i ludzi.
A czasem za ciepło/za zimno
Kiedyś zakładanie do biura krótkich spodni (mężczyźni) lub wkładanie butów bez zakrytych palców (kobiety) było nie do pomyślenia. Dziś w dużej mierze zależy od charakteru wykonywanej pracy (pomijając przejście na tryb zdalny dużej części z nas). Nadal jest to strój nie nadający się do oficjalnych kontaktów z klientem, ale już w wewnętrznych zespołach spotykany coraz częściej i – jak się wydaje – coraz mniej rażący otoczenie. Podobnie jak zakopywanie się przed komputerem w grube swetry lub okrywanie kocami w chłodne, zimowe dni. W gronie zgranych współpracowników o podobnych potrzebach – nie musisz silić się na elegancję, ale jeśli Twoje stanowisko pracy jest blisko przeszklonej, gościnnej sali konferencyjnej – lepiej daruj sobie kraciaste koce z frędzlami i puchate babcine skarpety, średnio im po drodze z biurowym savoir-vivre’em.
Może się zdarzyć, że Wasze preferencje co do temperatury we wspólnym pokoju albo co do ilości światła wpadającego przez okna są zupełnie odmienne. Na przykład koleżanka jest ciepłolubna, a Ty pocisz się nawet w środku zimy. Albo: ona lubi siedzieć w pełnym słońcu, nawet gdy świeci jej prosto w twarz, a Ty jednak wolisz rozproszone światło. Wtedy nie ma rady – albo trzeba pójść na kompromis, albo pomyśleć o zamianie biurek (Twoje będzie tuż pod wylotem klimatyzatora) czy nawet przemeblowaniu pomieszczenia.
No wiem, nie wszyscy mają takie możliwości. Ale wiesz, co możemy wszyscy? Porozumiewać się. Z koleżanką (czy nie będzie jej przeszkadzało otwarte okno?), z sobą samymi (bo może to ten szum wentylatora sprawia, że cały czas chodzisz podkurzona?), z szefem (a nuż klimatyzacja nie jest żadnym problemem, po prostu nie wiedział, że jest potrzebna?). I jeszcze pogodę ducha możemy zachowywać. Bez względu na pogodę.