Najlepszy z mężów nazywa ją pieszczotliwie „czarną dziurą”. I coś w tym czułym przezwisku jest, bo niezależnie od rozmiaru, NIC nie można w niej znaleźć. To znaczy: nic, co akurat jest potrzebne. Cała reszta zawsze pod ręką.
Na ten problem nie mam niestety antidotum. Mam za to krótką instrukcję obsługi torebki, tak, aby jako rekwizyt zawsze była kobiecym sprzymierzeńcem. I tak, aby czuć się z nią zawsze komilfo, czyli swobodnie w każdej sytuacji.
Stosowna wielkość
Są sytuacje, w których najlepiej czujemy się z torbą wielkości kontenera. I to jest w porządku, jeżeli musimy akurat mieć ze sobą połowę dobytku (choć zachęcam do rozważenia częściowej rezygnacji z samowystarczalności, o której bardzo ładnie Autorka napisała tu). Ważne, aby, torbiszcze pozwalało mimo wszystko na pewną swobodę ruchów nowoczesnej damy. Czyli nie może zawadzać na każdym kroku, żyć własnym życiem, zrzucając wszystkie kruche przedmioty na trasie pochodu swojej właścicielki, ani przyginać jej do ziemi.
Osobiście, choć dobrze się u mnie sprawdzają torebki typu „worek” (na szczęście wyglądem nie zawsze przystające do swej bezpretensjonalnej nazwy), staram się unikać sytuacji, w których torba dominuje. Czyli takich, w których wypakowany po brzegi i ciężki atrybut kobiecości (bo przecież mieści kosmetyki, książkę do metra, butelkę z wodą, zabłąkane klocki lego i podręczne zakupy) zmienia mnie w nieustraszony lodołamacz. A przy wsiadaniu do własnego auta – konieczny staje się spory zamach, aby usadowić ciężką, nieodłączną towarzyszkę na sąsiednim siedzeniu.
Małe cacka
– Jaka piękna! Uwielbiam takie małe torebusie, tylko nijak nie umiem się w nie zmieścić – ten niedosłowny cytat wypowiedzi mojej Pani Profesor dobrze obrazuje dylematy współczesnej damy.
Mała torebka jest rzeczywiście najbardziej elegancka, szczególnie, że tyle cudów potrafi z nią zrobić moda: może być w każdym kolorze i kształcie, malowana, wyszywana, fikuśna lub elegancka. Może przypominać zgrabną bombonierkę, albo być iście biżuteryjnym dodatkiem. Można mieć ich kilkadziesiąt i do każdego ubioru dopasować odpowiednią…
Co z tego jednak, skoro sytuacji, gdy minitorebka będzie w sam raz, jest w naszym codziennym życiu (o ile nie jesteśmy księżną Kate lub Meghan) zdecydowanie zbyt mało. Są to w dodatku sytuacje tego typu, że, choć lekkie i nieobjuczone (codziennym torbiszczem), paradoksalnie czujemy się w nich nieswojo, sztywno i mało komfortowo. Na szczęście elegancka, bankietowa torebka może nam tu zrobić wiele dobrego. Będzie na przykład świetnym rekwizytem dla rąk, z którymi w stresujących sytuacjach nie wiemy co zrobić (a to może się zdarzyć, gdy wręczają nam akurat Fryderyka albo innego Orła). W trakcie nudnawej randki posłuży też skutecznie za pretekst, aby wyjść przypudrować nos (w końcu po coś ją mamy). Pozwoli też oczywiście na dyskretne przechowywanie tego, co niezbędne, a w razie potrzeby stanie się eleganckim zasobnikiem na wizytówki.
Bez efektu „taniości”
Wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje. To, czy torebka będzie ze skóry czy z tkaniny, pleciona, w etniczne wzory, z koralikami, minimalistyczna w formie czy wyrazista – zależy w zasadzie wyłącznie od jej właścicielki. A jej wyborem rządzą najczęściej gwałtowne emocje, a nie chłodna kalkulacja na temat pożądanego wrażenia.
To, jak czujemy się z daną torebką, także jest naszą prywatną sprawą. Warto wziąć jedynie pod uwagę wyznaczniki elegancji w tych sytuacjach, w których na wizerunku nam zależy i chciałybyśmy mieć świadomy wpływ na jego kształtowanie. A do tychże należą: materiał, z którego torebka jest wykonana (nie powinien być imitacją czegoś innego, jak sztuczna skóra udająca prawdziwą, plastik mający przypominać wiklinę czy poliester „sprawiający wrażenie” wełnianego). I odpowiedni dobór kolorów. Klasyczna zasada elegancji mówi o maksimum trzech kolorach ubioru wraz z dodatkami, czyli modnie mówiąc, tzw. looku. Warto się jej trzymać, kiedy w łączeniu kolorów nie jesteśmy ekspertkami, albo wtedy, gdy pracujemy w jednej z tradycyjnych branż biznesu, jak prawo czy bankowość. Branża kreatywna oraz młode gałęzie biznesu – wiadomo – rządzą się nieco innymi prawami, często na bieżąco dyktowanymi przez swych przedstawicieli.
Ważny jest też fason torebki: „listonoszki” i bezkształtne worki lub torebko-plecaki pozostawmy na mniej formalne okazje. I koniecznie zadbajmy o ogólnie rozumianą schludność, czyli brak dziur i przetarć, wystrzępionych elementów czy plam. W skrócie: torebka, niezależnie od stylu i okazji, zawsze świadczy o swojej właścicielce, jej guście i osobistej kulturze.
Bogate wnętrze
Nie oszukujmy się, każdej z nas co najmniej kilka razy w życiu zdarzy się nieprzewidziany przegląd zawartości torebki przy obcych osobach. Choćby przy potknięciu na ulicy. Albo z powodu urwanego paska torebki. Na taki wypadek – czyli zawsze – dobrze, aby jej wnętrze było czyste, wolne od śmieci typu: stare rachunki czy papierki po gumie do żucia, albo rozlany długopis. W ogóle dobrze co jakiś czas zrobić przegląd torebki, aby sprawdzić, czy na pewno musimy w niej nosić zapasową dętkę do roweru, klocki dziecka lub czapkę, którą miałyśmy z sobą na rodzinnym kempingu.
Jak nosić?
Niekoniecznie na przedramieniu, a la Reese Whiterspoon z legalnej blondynki. Bycie zajętą i zapracowaną damą, która nosi torby wyłącznie przewieszone przez ramię, jest jak najbardziej w porządku. Jednak już „objuczenie” licznymi, ciężkimi i nieporęcznymi torbami wygląda mało wyjściowo i raczej daleko mu do komilfo.
Także wieczorowe torebki mogą być noszone w różny sposób: zarówno przewieszone przez ramię lub przedramię, jak i trzymane w dłoni – w zależności od formy, wielkości i wygody właścicielki. Specyfika torebek wieczorowych wymusza jednak ich niewielkie rozmiary. Po to, aby elegancko dało się je umiejscowić na przykład w trakcie jedzenia kolacji.
Ważne, aby swoją torebkę, niezależnie od gabarytów, mieć na oku. Minitorebki nie gubić na każdym kroku. A jeżeli torba jest większa, to pamiętać, że należy ona do tzw. przyległości. Za szkody przez nią wyrządzone odpowiada zawsze właścicielka. I nieważne, jak bardzo samowolne ze strony torby było oblanie nielubianej koleżanki winem albo cios w twarz osoby mijanej w kinie, aby dotrzeć do swojego miejsca.
Co zrobić z torebką?
Jeżeli jest to malutka i elegancka „kopertówka”, możemy położyć ją na stole, przy swoim nakryciu, o ile tylko miejsce na to pozwala. I tylko w takim wypadku będzie to zachowanie eleganckie. Każda większa torebka powinna znaleźć miejsce poza stołem, na przykład przy krześle właścicielki (dokładnie tak, wbrew staremu przesądowi, że nie powinno się jej stawiać na podłodze). Niektóre podręczniki dobrych manier zalecają też ustawienie torebki na krześle za sobą, co zapewni dyskretne miejsce do jej przechowania, a na właścicielce wymusi wyprostowaną, pełną dystynkcji postawę w pozycji siedzącej. Na pewno jest to bardziej eleganckie niż trzymanie torebki na kolanach.
Co do zasady torebki nie przewieszamy przez poręcz krzesła. Gdy torba należy do większych, wygląda to niechlujnie, a o małej, na cienkim łańcuszku, łatwo zapomnieć. Poza tym ogranicza przestrzeń w w miejscu publicznym, np. restauracji.
Gdy torba jest wielka i nieporęczna, a sytuacja dość formalna, dobrze jest zostawić torebkę tam, gdzie wierzchnie okrycie, czyli w szatni lub na wieszaku, zatrzymując przy sobie tylko najbardziej potrzebne i cenne przedmioty. Uwaga jednak na trzymanie w dłoni lub noszenie z sobą licznych drobiazgów: telefonu, portfela, chusteczek, terminarza i kluczy jest nie tylko nieporęczne, ale i mało w tym klasy.
Niczym najlepsza przyjaciółka
A to znaczy, że pod żadnym pozorem nie dajemy jej do noszenia mężowi, choćby najbardziej uczynnemu. Torebka to rekwizyt damski i już. Mężczyźnie nie wypada, a jeżeli musi coś nosić, to ma do dyspozycji saszetki, aktówki i torby na laptopa. Damska torebka, choćby minimalistyczna w formie i estetyce, przystoi wyłącznie kobiecie.