Nie rób tego publicznie

nie rób tego publicznie

Tego nie da się odzobaczyć. Sprawdź czego i pliz, nie rób tego publicznie. Uwaga, materiał dla czytelników o mocnych nerwach!

Są takie sprawy, które dotyczą nas wszystkich. Szczególnie te związane z cielesnością, fizjologią, obchodzeniem się z własnym ciałem. Tak zwane ludzkie sprawy. Czyli te, które wszyscy czasem robimy i o których wiemy, że robią je inni. Niektórzy z nas idą dalej: skoro wszyscy tak mamy, to nie ma się czego wstydzić, ludzka rzecz. Można przy innych. Stop. Nie można. Wiedzieć, a nawet (w chwilach słabości wizualizować je sobie) to jedno. Widzieć i nie móc odzobaczyć to całkiem inna kwestia. Dlatego nie rób tego publicznie. Unikaj:

  • Przeczesywania włosów palcami, a szczególnie rozplątywania splątanych kosmyków. Zarzucania długimi puklami, drapania się po głowie, ręcznego usuwania z niej łupieżu. Wysupływania z czupryny tych włosów, które już wypadły i strząsania ich na dywan/podłogę autobusu/schody budynku użyteczności publicznej.
  • Czyszczenia zębów i przestrzeni międzyzębowych. To znaczy – rób to, jak najbardziej, regularnie, ze trzy razy dziennie i bardzo starannie. Na zdrowie. Ale nie wśród ludzi! Nie wkładaj palców do ust, nie usuwaj uporczywego włókna szpinaku, które utknęło między jedynkami. Nawet w sposób „subtelny”, paznokciem małego palca, który dystyngowanie odchylamy. Ani profesjonalną wykałaczką czy procką. Takie rzeczy tylko sam na sam z lustrem.
  • Drapania się po intymnych częściach ciała. Ta z tyłu, którą rzadko oglądamy i na której siedzimy, też jest intymna. Po innych zresztą również drapmy się z umiarem, a jeśli się da – na osobności. Albo chociaż dyskretnie, w kącie. Po prostu nie rób tego publicznie.
  • Załatwiania się. Serio, to, że inni widzą jedynie wspomnianą wyżej, „niewinną”, tylną część ciała albo tylko Twoją charakterystyczną postawę (bo z daleka albo przez szybę mijającego Cię samochodu) nie oznacza, że sprawy nie było. Już małe dzieci uczymy, czym jest intymność, czego warto się wstydzić i że wszyscy dążymy do załatwiania potrzeb w pojedynkę („zamknij te drzwi, słyszysz?!”), z dala od cudzych oczu. Parędziesiąt lat później nadal nie wypada tych lekcji zapominać. Jeśli trzeba – wytatuuj je sobie na dłoni. Zwykły długopis mógłby się zmyć, bo przecież myjesz ręce po, prawda?
  • Organoleptycznego sprawdzania powonienia własnych pach. Gdyby to był tekst naukowy, musiałabym zgodnie z prawdą dopisać: „widziane”, niestety. Uwaga, obnażam tę niedocenianą prawdę: to naprawdę widać. Gdy rozglądasz się ukradkiem, aby sprawdzić, czy nikt akurat nie patrzy w Twoją stronę. Starannie wybierasz chwilę i w trakcie niewidzialnego – w swoim mniemaniu – ułamka sekundy nurkujesz nosem pod pachę, aby sprawdzić… nie wiem co. Czy warto udać się do toalety na szybkie odświeżenie? Czy Twój antyperspirant działa? Czy Twój stan wymaga powrotu do domu przed randką? Prać czy nie prać? Nieważne jak szczytny jest Twój cel. Nie wąchaj swoich pach. Nie rób tego publicznie.
  • Poprawiania makijażu. Filmowy i literacki frazes „pójdę przypudrować nos” potraktuj jako mnemotechnikę i we wszelkich celach związanych z poprawianiem/podkreślaniem/upewnianiem się w kwestii własnej urody po prostu wyjdź w ustronne miejsce. Nawet jeżeli ma to być jedynie szybki rzut oka w lusterko. O tuszowaniu rzęs, malowaniu ust i – o zgrozo! – sprawdzaniu gładkości uzębienia językiem nie wspominając. Potraktowanie ust sztyftem nawilżającym czy przeciwsłonecznym należy do tej samej kategorii.
  • Piłowania paznokci. Ten dźwięk. Te opiłki. To pomaganie sobie zębami, gdy pilnik nie daje rady. O późniejszych atrakcjach w rodzaju zapachu acetonu czy ubezwłasnowolnienia, „bo mam mokre paznokcie” nie wspomnę. Lepiej zostaw to na chwile cieszenia się własnym towarzystwem. A publicznie tylko wtedy, gdy jest to akurat babskie spotkanie właśnie w takim celu.
  • Wyskubywania włosów z ucha/nosa. Fakt, one są nieestetyczne. Fakt też, że ujawniają się w najmniej odpowiednim momencie. Nie ich wina, że najlepiej widoczne są na przykład w pełnym słońcu na plaży albo w zalanej sztucznym światłem sali konferencyjnej. Tym bardziej wara od prób ich pilnego usunięcia na oczach wszystkich chętnych (i niechętnych) świadków sytuacji. Tak, sprawa może być pilna i kluczowa dla Twojego samopoczucia. Ale dla samopoczucia innych kluczowe może być Twoje wyjście do toalety na czas tej czynności.
  • Dłubania w otworach głowy: nosie, uchu, oku. Tak, wnętrze policzka też się liczy. I nie chodzi o dobre alibi, wiadomo, że nie dłubiemy w nosie, tylko akurat mucha nam do niego wleciała. W uchu się drapiemy (przecież nie: grzebiemy w nim), a do oka coś nam wpadło, więc wywracamy dolną powiekę na lewą stronę, aby to coś znaleźć. Brrr, co? No. To Ty też z łaski swojej nie rób tego publicznie.
  • Rozdrapywania ran, wyciskania wyprysków, zdrapywania strupów. Jak by to skomentować? No fuj po prostu. Niby nasze ciało i nic nikomu do tego, jak je traktujemy. Ale po co obrzydzać je i innym, i sobie samemu? W tym wypadku nie tylko nie rób tego publicznie. Po prostu wcale tego nie rób.
Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn