Zauważyliście?
Można nazywać to społeczną izolacją, a można… docenić urok staroświeckich obyczajów;)
- Znów powszechne stało się zasłanianie ust i nosa podczas kaszlu i kichania!
- Wszyscy chętnie i z uśmiechem mówimy „dzień dobry” sąsiadowi. I każdego żywego człowieka witamy bez dylematów „kto powinien pierwszy”? Wystarczy, że mija nas w odległości mniejszej niż 100 metrów.
- Nie naruszamy swoich granic: przypomnieliśmy sobie, jak się kłania na odległość, posyła pocałunki dłonią lub bezkontaktowo wita czy dziękuje.
- Panny i kawalerowie z dobrych domów ponownie obracają się w jedynym pożądanym towarzystwie – samych domowników!
- Sztukę small talks, tudzież salonowej konwersacji, mamy już opanowaną, bez względu na status i pozycję społeczną. Nic dziwnego. Ćwiczymy na pani w sklepie spożywczym, chłopaku ze stacji benzynowej. Na listonoszu. I na psie sąsiada.
- Dawno już z tak szczerą troską nie pochylaliśmy się nad zdrowiem bliźnich.
- Nauczyliśmy się szczerze komplementować. Szczególnie pełnoetatowe matki – i to już po pierwszych dniach bez szkół, przedszkoli i żłobków.
- Dzwonimy do bliskich po to, by okazać im naszą troskę i zainteresowanie. Tak często, jakby za zignorowanie przypomnienia z telefonu razili prądem.
- Sprawdzamy w praktyce, że mimika, parajęzyk i gestykulacja są co najmniej równie ważne jak słowa. Szczególnie, gdy rwie nam się Zoom, Teams czy inny Webex.
- Znów wiemy, że jedzenie na ulicy jest nieeleganckie. Bo kebab sam w sobie był już wyzwaniem. A teraz jeszcze to wsysanie go przez maseczkę…
- Przestaliśmy sądzić po pozorach: zapach spirytusu nie wyklucza już nikogo „z towarzystwa”.
Takie z nas lwy salonowe!
Oby jak najkrócej już wyłącznie w granicach własnych salonów.
Please follow and like us: