Media w dobie pandemii

media w kryzysie

Okno na świat czy klapki na oczy?

Chwała mediom za to, że są, bo dla części społeczeństwa pozostają obecnie jedyną szansą na „ucieczkę” od rzeczywistości. Eskapistyczną funkcję środków masowego przekazu realizujemy obecnie poprzez śledzenie ulubionych seriali, kibicowanie uczestnikom telewizyjnych show, większą tolerancję dla najbardziej nawet przewidywalnych formatów i powtórek filmów czy  binge-watching. Nadrobienie porzuconego lata temu „M jak miłość”. Albo oglądanie powtórek „Klanu”. I powtórek powtórek. Nawet tych o 2 w nocy.

Dla rozrywki

I niech mi się nikt nie waży nikogo (a zwłaszcza siebie) karać wzgardliwym prychnięciem za takie praktyki! Niewyszukane rozrywki medialne, zwane popularnie odmóżdżaniem, są nam obecnie bardzo potrzebne. Dla relaksu, dla niemyślenia. Dla kontaktu z czymś zwyczajnym, znanym i codziennym. Dla bezpieczeństwa obcowania z czymś, co nas nie zaskoczy, gdzie wiemy, czego się spodziewać i wiemy, że nas to wciągnie i odpręży. Dla czegoś, kojarzącego się ze standardem, znaną sytuacją, zwyczajnością, nawet nudą! Dla odcięcia się od tego, z czym mamy kontakt w nowej rzeczywistości.

I nawet, gdy wpadamy w ciąg oglądania filmów o epidemiach albo przeglądania internetowych galerii ze zbiorem najbardziej zjadliwych chorób w historii – to też ma to sens. Pozwala w kontrolowanych warunkach oswoić strach przed nieznanym. A może i przygotować się psychicznie na różne scenariusze. Oraz przećwiczyć wyobraźnię i dostarczyć argumentów: dlaczego tak ważna jest społeczna izolacja czy noszenie maseczek.

Dla higieny

W tych trudnych czasach dbamy o formę fizyczną, ćwicząc zumbę z trenerem online i pożyczając psa albo dziecko od sąsiadki, żeby wyjść na spacer. Szukamy duchowej równowagi w modlitwie lub medytacji. Kupujemy kursy online, aby realizować choć szczątkowo nasze potrzeby rozwojowe. Nabieramy wprawy w planowaniu, organizując skrupulatne czyszczenie mieszkania (które nareszcie nie jest strategią prokrastynacji) albo zabawy, które zdołają zająć dzieci na więcej niż 5 minut. Dbamy o higienę społeczną, telefonując częściej do bliskich i spotykając się ze znajomymi na Whatsappie lub Messengerze. A o higienę intelektualną – czytając książki.

Tymczasem o jednym, ważnym rodzaju dbałości o siebie zapominamy, chcąc „ogarnąć” naszą nową rzeczywistość. O higienie poznawczej czy też informacyjnej, czyli dawkowaniu sobie medialnych przekazów. Albo – o ćwiczeniu się w poznawczym minimalizmie.

Być na bieżąco

„#zostanmywdomu”, brzmi prosto. Pracujemy z domu, nie odwiedzamy rodziny i znajomych (choć  akurat teraz bardzo by się chciało, jakkolwiek bywało przedtem), ograniczyliśmy do minimum spacery, sport, korzystanie z komunikacji miejskiej. Nie widujemy innych, zakupy robimy najrzadziej jak się da, a wszystko co możliwe, załatwiamy przez internet i telefon. Czyli: w zasadzie nie widujemy innych ludzi (poza ewentualnymi domownikami). Ani zwierząt (chyba że te pożyczane na spacery). A do niedawna także natury i świata z bliska.

To, co do tej pory było światem zmediatyzowanym (zapośredniczonym przez środki przekazu), dla wielu z nas stało się codziennością. Telewizja, radio, portale informacyjne, lifestyle’owe, podcasty, telekonferencje, media społecznościowe – tu tymczasowo pracujemy, bawimy się, uczymy i „spotykamy z innymi”. I one pozwalają nam trzymać rękę na pulsie. Dają też poczucie, że nadążamy za światem. I nie wypadamy z obiegu informacyjnego i towarzyskiego, nawet pozostając w piżamie, we własnym łóżku przez cały tydzień. A niewypadanie z obiegu to potrzeba bardzo ważna i raczej podstawowa: nie tyle z kategorii samorozwoju i intelektu, ale z gatunku potrzeb przynależnościowych.

Bitwa potrzeb

Bycie na bieżąco z informacjami to obecnie także przejaw instynktu samozachowawczego i chęci dostosowania się do obowiązujących zasad. A więc bezpieczeństwa. To oczywiste, że chcemy jak najwcześniej dowiedzieć się o poluzowaniu społecznych obostrzeń. Ale i o tym, za co może nas spotkać mandat. O tym, co wolno i w jaki sposób nie ryzykować zdrowiem własnym i innych. Wyglądamy więc informacji o najświeższych prognozach przebiegu epidemii. I lubimy „być na bieżąco”, nie tylko dla higieny informacyjnej, ale choćby po to, aby mieć o czym rozmawiać w czasach, gdy dla sporej części z nas „co tam w pracy?” i „jak było w szkole?” przestały być dyżurnymi zajawkami rozmów.

Całkiem zasadnie tematyka pandemii zdominowała media informacyjne i pojawia się w różnych odsłonach częściej niż cokolwiek innego. I to jest właśnie sprawa, która wymaga naszej ogromnej czujności. Inaczej łatwo zaspokajać potrzebę informacji kosztem potrzeby bezpieczeństwa.

Świadome dawkowanie

Wcale nie nawołuję do obojętności na krzywdę innych, do nieinteresowania się sytuacją w kraju, do ignorowania wiadomości o zbiórkach, aukcjach i kolejnych krokach milowych w walce z pandemią. To, co dzieje się obecnie na świecie, to seria wydarzeń bez precedensu. To ważny moment dziejowy i nasz pokoleniowy przełom. Kryzys o skali, która za naszego życia (oby) już się nie powtórzy. Nie namawiam więc do lekceważenia pandemii, do niedoceniania powagi sytuacji, ani do zaśmiecania głowy tematami zastępczymi.

Ważne jest jednak, w tym trudnym czasie, odpowiedzialne korzystanie z nieskończonego źródła informacji, jakim są media masowe. I te tworzone oddolnie, przez nas wszystkich, społecznościowe, i media w tradycyjnym rozumieniu, nadające swój przekaz odgórnie. Tym ważniejsze, że dla mediów ta sytuacja też jest nowa i ich polityka informacyjna w czasach kryzysu pozostawia bardzo wiele do życzenia. Nasza higiena informacyjna jest niestety na końcu ich listy zainteresowań.

Za co kochamy brukowce

Na co dzień serwisy plotkarskie i tabloidowe paradoksalnie poprawiają nam nastrój, bo są mistrzami w odzwierciedlaniu społecznych nastrojów. Dobrze jest czasem przeczytać (choćby w mało wybrednych słowach), że nie tylko nas denerwuje poziom dyskusji politycznej w kraju, albo jakie mamy świetne wyczucie, że od razu zauważyliśmy, jak niegustownie ubrała się znana aktorka.

W czasach jednak, gdy znaczna część społeczeństwa jest zdezorientowana, drży o zdrowie najbliższych lub panicznie boi się niedalekiej przyszłości – nastroje społeczne zdecydowanie nie powinny być wzmacniane. I raczej jest to kwestia etyki mediów i przejrzystej polityki informacyjnej niż walki na polu wolności wypowiedzi.

Co jest nie tak?

Sensacyjne nagłówki, zwielokrotnianie alarmujących informacji, niesprawdzone źródła, publikowanie wyników (wstępnych przecież, niezweryfikowanych!) badań, nietrafione tłumaczenia, nadużywanie nagłówków i belek „PILNE!” oraz „AKTUALIZACJA!”, niesprawdzone informacje, fake newsy (graliście już w grę Bad News?) – to skrócona lista moich prywatnych zażaleń do mediów tradycyjnych. To nie tylko brak profesjonalizmu. To żerowanie na lęku i słabej kondycji psychicznej społeczeństwa, którego część siedzi przykuta do odbiorników w nadziei na pierwsze, optymistyczne doniesienia. A w świetle teorii agenda settings (to media ustanawiają nasz „porządek dnia” czy raczej „porządek ważności” wydarzeń) zalewanie widzów i czytelników monotematycznymi publikacjami jest kopaniem leżącego. To także podsycanie paniki – w sposób oczywisty szkodliwe w obecnej sytuacji.

Większość ogólnokrajowych mediów wprowadziła do ramówek aktualizowane dobowo raporty – i to się chwali jako zabieg bardzo korzystny dla higieny informacyjnej widzów i czytelników. Przypominanie jednak w trybie ciągłym o aktualnych przypadkach zakażenia czy ofiarach śmiertelnych, powtarzanie relacji z histerycznymi wypowiedziami chorych i ich bliskich, epatowanie dramatycznymi zdjęciami z przeciążonych szpitali i oddziałów, nie jest działaniem w interesie dobrostanu widzów.

A co jest w naszym interesie?

Na pewno wyważone komentarze i dobór treści. Brak monotematycznych wydań, w których znajdziemy i najświeższe dane liczbowe, i (w odrębnym dziale) sposoby na nudę w czasie pandemii i na zajęcie dzieci cichą zabawą, i raport na temat trudnodostępnych terminów wizyt lekarskich, i informację o odległych datach dostawy zakupów internetowych, i alarmujący news o brakach maseczek czy o drogich płynach antybakteryjnych, i reportaż z dramatycznej sytuacji w krajach ościennych, i spekulacje na temat wykrytych manipulacji w sprawie podawanej liczby ofiar, i teorie spiskowe… To wszystko okraszone 10 przepisami na potrawy poprawiające humor w czasie izolacji i 5 stylizacjami do pracy zdalnej na 5 dni tygodnia. W ostatnim tygodniu doszły do tego sensacyjne nagłówki na temat – związanych z koronawirusem oczywiście – ujemnych cen ropy naftowej! Sprawdziliście może co to w istocie oznacza, jak „powszechne” było to zjawisko i jakiej ilości surowca dotyczyło?

Dobrym pomysłem są niewątpliwie: stałe pory aktualizacji raportów i danych na temat epidemii. Zamiast informowania w trzech kolejnych artykułach o „kolejnych zakażeniach”, podawanie liczby zbiorczej, raz dziennie, w porównywalnych: formie i formacie. Użyteczne jest z pewnością zapraszanie na łamy i łącza ekspertów, którzy odpowiadają na pytania widzów i czytelników. Ważne są też: pluralizm tematów, różnorodność słownictwa i warstwy graficznej prezentowanych treści. I dobry pomysł na emocjonalny oddech od tematyki pandemii. Media potrafią przecież dostarczyć i rozrywki, i kultury, i edukacji, i emocji. Różnych emocji!

A Ty?

Sama/sam przecież jesteś źródłem informacji. W dobie mediów społecznościowych niemal każdy z nas jest częścią informacyjnej sieci. Tworzymy informacje, modyfikujemy je, dystrybuujemy, rzadziej weryfikujemy. Przyznaj się, nie przekazałaś nikomu (w dobrej wierze, oczywiście), łańcuszka typu „poufne informacje od siostrzenicy mojej kuzynki, której mąż pracuje w WHO” i „wyciekł tajny raport na temat prac nad szczepionką”? Tak sobie, do poczytania, przecież wcale nie dlatego, że w to wierzysz.

Mam nadzieję, że nie wyprałaś tapicerki na `kanapie tylko po to, by nic nie zakłóciło fotorelacji z Twojego sielskiego home office. Wierzę też, że nie biczujesz się, podglądając w mediach społecznościowych, jak zdrowo gotują inne mamy i ile kursów online robi tygodniowo kolega z pracy. Z informacyjną higieną nie ma to nic wspólnego. Bo przecież nikt szanujący się w tych czasach nie spędza izolacji w dresie i bałaganie, prawda? 😉 dzieci nie bałaganią, nie brudzą siebie i wszystkiego wokoło, a my nie tracimy cierpliwości do nich i do partnera lub innego współmieszkacza. Czas „wolny” spędzamy produktywnie, ciekawie, oryginalnie albo sielsko (a ja już tylko czekam, aż „granie w planszówki” wejdzie do kanonu frazeologicznego polszczyzny, tak jak „oddzwonimy do pana” oznacza żywotne zainteresowanie podjęciem współpracy).

Przejdź na dietę

Nie, nie zamieszczam tu linków afiliacyjnych do zakupu zbilansowanego jadłospisu online. Nie chodzi mi o odchudzanie, a o karmienie się informacjami i mediami w zdrowszy sposób, czyli o higienę informacyjną. Tak, żeby media i ustalany przez nie porządek wydarzeń nie stawał się naszym własnym. Żeby masowe przekazy nie zastępowały nam własnych przemyśleń, podsuwając gotowe, wygodne albo niesprawdzone wnioski. Żeby nie zabijały w nas ciekawości świata, ludzi i chęci do poszukiwań i zadawania pytań.

Dieta medialna to wyznaczone, wybrane godziny bez mediów – bez scrollowania Facebooka też. Bez sprawdzania kompulsywnie najnowszych danych. Jeśli mamy potrzebę – szukajmy sprawdzonych źródeł na temat pandemii, bądźmy na bieżąco – ale nie dłużej niż kwadrans dziennie.

Na kursach edukacji medialnej mówię często o tzw. diecie niskoinformacyjnej jako antidotum na informacyjny przesyt i medialne przebodźcowanie. To element higieny informacyjnej, który powinniśmy zaszczepiać nie tylko dzieciom. Wielu z nas, dorosłych, także nie umie o siebie zadbać w tym zakresie, a czuje obecnie, że medialne przekazy przytłaczają: a to liczbą negatywnych newsów, a to ilością wiedzy, na której pochłonięcie wciąż nie ma czasu, czy też prędkością rozprzestrzeniania się informacji i presją gonienia uciekającego świata. Tak było w dotychczasowym świecie. Teraz doszły nam do tej presji informacje, które – jak się wydaje – mogą zaważyć na zdrowiu naszym i naszych bliskich. Podejdźmy do nich z rozsądkiem. Dbajmy o różnorodność naszego życia i o higienę informacyjną, zwłaszcza teraz. Budujmy dobre nawyki na dziś i na czasy po pandemii. I spędzajmy każdą chwilę tak jak potrzebujemy, a nie tak, jak wydaje nam się, że oczekują od nas inni. Poświęćmy czas na rozwój, pracę, odpoczynek, sprzątanie, rozmowę, leniuchowanie, czytanie, oglądanie – na cokolwiek, czego akurat potrzebujemy. Bądźmy po prostu świadomi własnych wyborów i tego, co nam służy.

Please follow and like us:

Jedno przemyślenie nt. „Media w dobie pandemii”

  1. I appreciate it! its fastidious discussion concerning this paragraph at this place at
    this website, I have read all that, so now me also commenting at this place.appereciate your random act of kindness
    Thank you.

    your online tricks

    Watch Netflix Movies For Free

    Latest android mobiles under 20,000

    Best Video Editing Apps in 2020

    How To Get Amazon Prime Free in 2020

    Best Bluetooth Headphones Under 1000

    Top 10 Android Tricks in 2020

    Whats App Send Money Feature

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn