Wersal vel wersalka

Narodowy Test Dobrych Manier

To nie jest wpis motywujący z kategorii „zachowuj się”. To mikropomoc na czas izolacji społecznej (i nie tylko). Podpowiedź, jak przetrwać to z godnością i z tym samym mężem/żoną.

Zauważyliście, że ci, których kochamy i z którymi jesteśmy najbliżej, najczęściej mają nieprzyjemność obcowania z naszym mniej wyjściowym ja? Nie krępujemy się przy nich czuć swobodnie, wyrażać mniej oględnie, zapominać o „dziękuję”. Odklejamy uśmiech, nie udajemy życzliwości, gdy nie jesteśmy w nastroju, nie kryjemy rozdrażnienia. I oby tylko nie towarzyszyły takiemu „byciu sobą” zapewnienia: „przy tobie nie muszę nikogo udawać” albo „to nie wersal, jestem u siebie”.

Maniery domowe

Bo też nie o to chodzi, żeby kogoś udawać. Żeby do obiadu „zasiadać”, a kłaść się w szlafmycy. W systemach grzecznościowych wszystkich kultur mamy jednak coś takiego jak grzeczność rodzinna, uproszczona. To proste zasady zachowań grzecznościowych w sytuacjach nieformalnych i osobistych, uwzględniające bliskie relacje, najwyższy stopień poufałości, zaangażowanie emocjonalne. Bez szczegółowych wytycznych, za to z jasnymi intencjami. Chodzi o to, żeby ci najbliżsi, choć widują nas nie tylko w schludnym uniformie i najlepszej sukience i choć znają na wylot nasze wady i fochy – też mogli dostrzec nasz szacunek dla nich i klasę, którą chcemy mieć w ich oczach. Chcąc nie chcąc, bierzemy właśnie wszyscy udział w Narodowym Teście Dobrych Manier wobec Domowników. No to start! Powodzenia.

Wygoda ponad wszystko?

Zostawiasz sobie stargane legginsy i sprane t-shirty na „po domu”? Zacna to oszczędność i bardzo w duchu less waste, ale warto się upewnić, że On/Ona nie tylko w takim wydaniu nas ogląda. Wiem, to niełatwe, szczególnie, gdy nie masz serca pozbyć się na dobre ukochanej, choć wystrzępionej (a może sięgającej już ledwie pępka??) koszulki z czasów liceum. Albo workowatej sukienki, która jest wprost idealna na wypadek domowego farbowania włosów. Wiesz co? Zostaw je sobie, ale na dnie szafy. I zakładaj do tego farbowania – pod warunkiem, że przeprowadzasz je przy zamkniętych drzwiach łazienki. Albo na czas odnawiania mebli w samotny weekend podczas Jej/Jego delegacji. Żeby nie zasłużyć na naganę dla pań domu rodem z pewnego podręcznika dobrych manier z 1939 roku:

“Dobre po domu” – oznacza rzeczy, w których nie chciałybyśmy się pokazać nikomu obcemu. Niechże więc napawają się tym widokiem najbliżsi, najdrożsi i dzieci – taka decyzja zapada nieraz po przejrzeniu sfatygowanej garderoby (…) Uzupełnieniem takiego stroju bywają zazwyczaj wydeptane pantofelki, zaniedbana fryzura, ujęta w zatłuszczoną, kolorową siatkę, której długie troki zwisają na plecy, opadające pończochy itp. Ogólne wrażenie – że tylko uciekać z domu! (Hojnacka 1939)

Kluseczko

W zwracaniu się do siebie chodzi nawet nie o etykietujące – choć w naszym mniemaniu często pieszczotliwe – przezywanie bliskich, niczym w netliksowym „Dumplin’”. Chodzi o zwracanie się do tych, do których tak przywykliśmy w codziennym, wspólnym życiu, że traktujemy ich (według słów Magdaleny Samozwaniec) niczym mebel. I przy okazji mówimy często do najbliższych bezosobowo: „Podaj mi książkę”, „Dolejesz herbaty?”, „Obejrzymy coś?”. I nic w tym generalnie złego. O ile inne elementy naszej komunikacji, te niewerbalne, zawierają nieco więcej ciepła, szacunku, czułości. Bo powinny. Nie zaszkodzi też od czasu do czasu wtrącić po przecinku zaklęcie w rodzaju: „kochanie”, „skarbie”, w zależności od preferencji i wspólnych ustaleń. A nawet, choć wymaga to nieraz pewnej odwagi cywilnej, zwrócić się do współtowarzysza izolacji po imieniu.

Zaklęć ciąg dalszy

A skoro już przy magii jesteśmy, cuda może czasem zdziałać jedno z wyświechtanych, niedocenianych słów. „Proszę”, „dziękuję”, „przepraszam” to zwroty bardzo rzadko używane w rozmowach z najbliższymi, zauważyliście? Owszem, gdyby przeprowadzić wspomniany test manier w wersji pisemnej, 90% z nas napisałoby (święcie w to wierząc), że zwraca się do męża/żony słowami: „Czy mógłbyś/mogłabyś proszę dzisiaj ty coś ugotować?” Podpowiem, że codzienna praktyka wygląda zwykle nieco inaczej. W moim prywatnym wydaniu brzmi czasem: „Zrobisz pizzę?”

Bo przecież nie chodzi o sztywne formuły grzecznościowe i o oficjalny styl zwracania się do siebie. Grzeczność familiarną, oswojoną, okazujemy zwykle nie: etykietalnie, lecz intencjonalnie: życzliwością, łagodnością, wyrozumiałością. Zaprzęgając do pomocy całą moc uśmiechów, zawadiackich spojrzeń, mrugnięć czy uścisków. Małe, magiczne słówko, wtrącone czasem od niechcenia, będzie jedynie dodatkiem do nich. Bardzo miłym dodatkiem.

Szacunek i tolerancja

W zasadzie nie powinno to być w ogóle przedmiotem rozważań. Szanujemy przedmiot zainteresowania tych, których kochamy, bez względu na to, co sami o nim sądzimy. I znajdujemy w sobie pokłady cierpliwości i wyrozumiałości nawet gdy chodzi o umiłowanie długich kąpieli (a dla nas wartością jest oszczędzanie wody), kompulsywne kupowanie butów czy nieuleczalną miłość do nuggetsów (kontra nasz wegetarianizm). Tego szacunku nie musi nam zresztą dyktować uprzejmość, jest on prostą wypadkową miłości, przywiązania i zainteresowania drugą osobą.

Piszę o tym dlatego, że w sytuacji przymusowego przebywania na niewielkiej przestrzeni nawet drobne, na co dzień niedostrzegane przywary mogą zacząć uwierać. Wady współmieszkańca wydają się przesłaniać zalety, a drobne przyzwyczajenia urastają do rangi znienawidzonych złośliwości. W naszej obecnej sytuacji dobrze jest pamiętać, że czyni je takimi zmiana perspektywy, a nie ich nasilenie. Warto też przemilczeć niektóre z komentarzy, które cisną się na usta, a nawet poświęcić raz czy dwa własne zasady. To oczywiste, że kolejny horror klasy D nie przyniesie nam wymiernych, więziotwórczych korzyści. Ale jego wspólne obejrzenie z bliską osobą, która tego typu filmy uwielbia  – już tak.

Szanujmy wzajemnie swoje zainteresowania, rytuały, upodobania. A przede wszystkim: swoje sposoby na spędzanie wolnego czasu i na odpoczynek, także ten… od nas. Mąż zaszyty w kącie ze słuchawkami na uszach to w czasach pandemii wcale nie obraz obcości w małżeństwie. Narzeczona, popłakując przed kolejną komedią romantyczną, wcale nie daje w ten sposób znać, że jest rozczarowana naszym związkiem. To tylko ich prywatne sposoby na małą ucieczkę i pobycie z samymi sobą. Respektujmy je, mówmy o nich, celebrujmy je. I mówmy wprost o tym, że ich potrzebujemy. Korzystajmy z nich sami i cierpliwie przeczekajmy, kiedy inni domownicy korzystają ze swoich chwil dla siebie.

Nauka odpuszczania

No właśnie. To czasem niemal nadludzki wysiłek, ale dla własnego i naszych bliskich dobra, przywołajmy całe swoje zapasy cierpliwości i wyrozumiałości. Społeczna izolacja sprawiła, że jesteśmy skazani na siebie nawzajem, często przez całą dobę, bez możliwości wyjścia, stęsknienia się, rozładowania nagromadzonego napięcia. Każdy przymus, nawet jeżeli dotyczy przebywania w gronie najbliższych i najukochańszych, bywa cierpieniem i rodzi opór. Wiem co mówię, sama jestem obecnie świetnym materiałem na memy, mierząc się z problemem pierwszego świata, jakim jest ukochana rodzina wokół. 24/7;) Buntujmy się jednak raczej przeciw losowi, a nie – przeciw tym, których ów los nam łaskawie zesłał, a potem bezlitośnie zamknął z nimi na skurczonych nagle 50 metrach, choćby mieli donośny głos, wszystkie grające zabawki świata i bunt dwulatka w pełnym rozkwicie. Namierzmy właściwy cel naszego buntu i frustracji. A potem… uprzejmością i pogodą ducha weń! To minie.

Pamiętaj: przyczyną mojej i Twojej frustracji jest wirus i konieczność odosobnienia, nie ci, których kochamy. I którzy również z nami utknęli w domowym więzieniu. Odpuśćmy im i sobie. Przeczekajmy. Przejdźmy przez to z klasą i godnością.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn