Te przykre dźwięki…

irytujace odglosy

Jednych do szewskiej pasji doprowadza głośne jedzenie, inni go nie zauważają. Niektórzy są „uczuleni” na głośne rozmowy telefoniczne, innym są one obojętne. Przyznaj się, co Tobie działa na nerwy?

Zmysł słuchu, o wiele mniej wyostrzony zwykle od wzroku, mamy bardzo wybiórczy. Możemy go ukierunkować, nasłuchując konkretnego dźwięku („margherita dwa razy proszę!”), albo rozproszyć, słuchając jednocześnie wykładu i zwierzeń przyjaciółki. Czy też: petenta i audycji radiowej. Na pewne irytujące odgłosy możemy się uodpornić („ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie rzucał wszędzie skarpetek?!”). Inne, czy tego chcemy, czy nie, przebiją się do naszych uszu choćby przez sześciometrowej grubości żelbetowe ściany („Maaaamooooooo, on mi zabraaaaał!!!”). Jest jednak specjalna kategoria irytujących dźwięków, które zwykliśmy postrzegać jako niekulturalne. O ile akurat na nie jesteśmy wyczuleni.

Przy jedzeniu

Mlaskanie, siorbanie, cmokanie i zasysanie, głośne oblizywanie palców, przełykanie z efektem akustycznym – jest w czym wybierać. O ile pierwsze z wymienionych odgłosów mogą drażnić każdego, to są i nadwrażliwcy, dla których dolegliwy jest każdy dźwięk związany z różnymi etapami trawienia pokarmów. Niektórych raczej trudno uniknąć: od otwierania ust, przez chrupanie, rozgryzanie, aż po przełykanie. Ale i trudno zdać sobie sprawę z faktu, że dana czynność jest w naszym wykonaniu głośniejsza niż u innych. Nie wspominając o niezależnych od woli odgłosach fizjologicznych: i tu na „burczeniu w brzuchu” poprzestańmy. Jak zwykle, wiele zależy od kontekstu, bo to samo chrupanie może być nieszkodliwe podczas spaceru, a budzić mordercze zamiary u sąsiada na przykład w kinie.

Odgłosy wydawane paszczą przy jedzeniu to jednak nie wszystko. Irytujące dla otoczenia może być skrzypienie noża lub widelca o talerz, dzwonienie łyżeczką o ścianki filiżanki lub kubka, stukanie szklanką o podstawę lub oprawkę, brzęczenie chybotliwego naczynia na podstawce. Denerwować może nawet uporczywy bulgot gotującej się wody w termosie cateringowym, choć częściej rozprasza on po prostu szkoleniowe skupienie. To ta sama kategoria co rytmiczne uderzanie stopą w nogę stołu lub krzesła. Albo potrząsanie nogą, identyfikowane czasem jako objaw zespołu niespokojnych nóg.

Przez telefon

Amatorzy długich rozmów telefonicznych w miejscach publicznych często zdają sobie sprawę (!), że działają na nerwy co najmniej kilku najbliżej stojącym osobom. Czasem nawet jest to celowa strategia eskapistyczna albo „zagadywanie ciszy”, sposób na odgrodzenie się od otoczenia, do którego nie czują sympatii.

Rzadziej jednak nachodzi nas refleksja na temat odczuć rozmówcy. „Po kablu” czy raczej „przez satelitę” słychać dużo więcej niż nam się wydaje. Słychać nie tylko nasz nastrój (i ten radosny, i grobowy), fakt że właśnie coś jemy lub pijemy, czy też odgłosy miejsca, w którym się znajdujemy. Na przykład ruchliwej ulicy, zatłoczonego tramwaju czy… łazienki. A będąc w okolicach sanitarnych, nie sposób nie wspomnieć – chociaż to ekstremum – o irytującym dźwięku, który do uszu odbiorcy absolutnie nie ma prawa dotrzeć. Mowa o odgłosie spuszczanej w toalecie wody.

Do kategorii odgłosów, których warto oszczędzić rozmówcy należą zarówno hałasy ulicy: pobliskiego remontu, ruszających z piskiem opon (lub paska klinowego) aut czy komunikaty dworcowe, jak i odgłosy domowe, choćby „trzaskanie garnkami”, płacz niemowlęcy czy głośne krzyki dzieci podczas zabawy. Te ostatnie są szczególnie efektowne, gdy przerywamy je epizodami tzw. rodzicielskiego zespołu Tourette’a. W skrócie: „…i mówię ci, jaką ona miała ładną… ZOSTAW W SPOKOJU TEN OBRUS, DZIECIAKU!!! …taką ładną bluzkę w grochy, w stylu lat 60”.

W przestrzeni niczyjej

Głośne zachowanie w przestrzeni publicznej albo w tłumie to czasem sposób jej zawłaszczenia lub zwrócenia na siebie uwagi. Mało wyrafinowany, ale skuteczny i równie skutecznie skupiający na sobie uwagę otoczenia. To dlatego tak nas drażnią zbyt głośne rozmowy w kolejowym przedziale albo w urzędzie (oby coraz więcej stref ciszy w budynkach użyteczności publicznej!): chcemy tego, czy nie, musimy poznać czyjąś historię i emocjonalnie zaangażować się w czyjeś problemy czy wrażenia. Z podobnej kategorii jest podniesiony ton i tubalne głosy nastolatków (choć i dorosłym zdarza się śmiech „godowy”). W stukaniu podbitych obcasów z kolei, głównym czynnikiem szarpiącym nerwy są, zdaje się, rytm i tempo postukiwania oraz uporczywość (pani lub pan przemierzają urzędowy korytarz raz z razem przez ostatnie pół godziny), nie zaś sama tonacja czy głośność tegoż zakłócenia.

Spośród innych publicznie irytujących dźwięków, zmuszani bywamy też do słuchania muzyki puszczanej zbyt głośno ze smartfona czy tabletu (kiedyś podobno służyły do tego: „boombox” lub „jamnik”, raczej niekompatybilne ze Spotify). Albo niechcianych, irytujących dźwięków klawiszy czy gier na telefonie. Nie wspominając o czyimś niewyciszonym telefonie w trakcie wydarzeń wymagających skupienia (msza, wykład, odczytanie dokumentów u notariusza).

Po sąsiedzku

Z kolei kartonowa subtelność ścian, które dzielą nas od sąsiadów w wielolokalowych budynkach pozwala zawrzeć z nimi iście intymną relację: oto audialny Big Brother bez abonamentu, od rana do wieczora, przez okrągły rok. Tyle, że występują wszyscy, bez castingu i spoza kanonów harmonicznych: i my, i oni, i sąsiadka z trzeciego. I jej pies też.

Oto budzą nas rano dźwięki mąconej wartkim strumieniem tafli wody w sąsiedzkiej toalecie. Czasem w akompaniamencie głośnego ziewania. Lub głośnego wcale-nie-ziewania. Nerwowa poranna krzątanina, gwizd czajnika, upuszczone w pospiechu na terakotę klucze – we wszystkim tym uczestniczymy. Otwieranie i zamykanie drzwi, odgłosy przywoływanej windy, psia tęsknota. Następnie popołudniowy seans telewizyjny, intensywny program pralki, zmywarki, w niedzielę tłuczenie kotletów na obiad, w inne dni blendowanie szybkiego sosu do makaronu. Z rzadka: urodziny lub inne huczne obchody, z gośćmi, śpiewami celebracją rozmów do białego rana. W weekendy słuchowisko z cyklu mono(przynajmniej audialnie)dram sypialniany. Ewentualnie w południe Anioł Pański. Słowem: samo życie. I jak tu od niego odgrodzić sąsiadów?

Dźwięki osobnicze

Bywa, że mamy niespotykaną manierę przy mówieniu (irytujący sposób wokalizacji pauz: „eeeeeee”, brzydki akcent w nierodzimym języku), albo odgłosy towarzyszące tej czynności (mlaśnięcia, cmoknięcia czy syknięcia). Bywa też, że konkretne, irytujące dźwięki towarzyszą danemu nastrojowi albo sytuacji, w której się znajdujemy. Na przykład w stanie silnego wzburzenia, nieświadomie zaczynamy cedzić słowa przez zęby, co daje efekt mamrotania, jak przy szczękościsku (tak, to o mnie). Albo wyłamujemy palce w stawach. Innym zdarza się nerwowe przełykanie śliny, pociąganie nosem mimo braku kataru albo uporczywe odchrząkiwanie ilekroć mają zabrać publicznie głos. Dobrze też pamiętam, jak lepsza połowa zaprzyjaźnionej pary naukowców wspominała końcowy proces powstawania pracy doktorskiej męża: „Pisał, wzdychał i wzdychał, a mnie to tak irytowało, że musiałam wychodzić z domu”. „Winowajca” ani tego odgłosu nie słyszał, ani go nie pamięta. Sytuację zna z relacji małżonki.

I to jest dobre podsumowanie „irytujących dźwięków”. Najczęściej ich sprawca nie jest świadomy, że jest ich źródłem. Zdarza się, że nie jest świadome tego doniosłego faktu całe jego otoczenie. A jeszcze częściej, że taki „dźwięk” budzi skrajne odczucia wyłącznie w jednej osobie. A i w tym wypadku, pożyczając nieco od psychologów, bywa on raczej wyzwalaczem niż przyczyną irytacji. Ta może wynikać z naszej niechęci do sprawcy „hałasu”, ze zbyt długiego, nieprzerwanego przebywania razem lub z naszej nadwerężonej już wcześniej cierpliwości.

A kiedy nasza irytacja osiąga apogeum, z jakąż ulgą zwracamy się do winowajcy: „Mógłbyś tak nie mlaskać?!”. Kiedy komunikat brzmi „Naucz się wreszcie jeść jak człowiek”, mówi to jeszcze więcej o naszym nastawieniu i powodach wybuchu. I dlatego warto przez chwilę poobracać w głowie te słowa na temat irytujących dźwięków, zanim wyfruną na wolność. A już bezwzględnie: upewnić się, czy ich wypowiadaniu nie towarzyszy nerwowe przełykanie śliny, szczękościsk czy wyłamywanie palców. To grozi dalszym, długotrwałym hałasem zwrotnym.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn