Przełom roku to okres, w którym chętniej rozglądamy się wokół. W poszukiwaniu prezentów i… potrzebujących. Święta, okres podsumowań (także rozliczeniowych;) lub nowy początek – niezależnie od powodu, który nam przyświeca, pomagajmy z klasą i sensem.
- Pomagajmy tym, którzy pomocy potrzebują. Wymaga to nieco głębszego wglądu w „rynek” potrzebujących, ale mądre pomaganie daje znacznie większą satysfakcję niż złotówka wręczona przypadkowej osobie pod sklepem „na bułkę” (której jednak bułką nie udałoby się zastąpić) albo przekazana w zbiórce „na potrzebujące dzieci”. Możemy rozeznać się w świecie potrzeb osobiście (samotna sąsiadka z klatki obok, przegląd instytucji pomocowych). Lub polegać w tej kwestii na organizacjach, którym ufamy, a które weryfikują rzeczywiste cele zbiórek, jak „Szlachetna Paczka” czy „Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy”.
- Świadomie. Najwartościowsza pomoc to ta świadczona ze znawstwem, a najlepiej też z pasją. Mamy wtedy motywację, żeby śledzić efekty działań, wspieramy inicjatywy rozwojowe, efektywnie prowadzone przez utalentowanych liderów i sprawnie zarządzane – a to ułatwia systematyczność. Z tego względu dobrze jest pomagać w takich środowiskach, które są nam bliskie lub dobrze znane. A może takich, których jesteśmy częścią. Wielbiciele psów najlepiej wiedzą, czego potrzeba schronisku dla bezdomnych czworonogów, a miłośnicy kotów jednym tchem wymienią najpotrzebniejsze rzeczy dla mruczących sierściuchów. Podobnie jak rodzice niemowląt świetnie się orientują w potrzebach tychże. Nie jest to jednak oczywiście jedyny klucz wyboru do mądrego pomagania. Bywa, że jakaś sprawa szczególnie nas porusza, bo kojarzy się z kimś/czymś bliskim. A czasem wręcz przeciwnie: czyjś los wzrusza nas dlatego, że jest tak niepodobny do wszystkiego, co nam znane. W każdym z tych wypadków warto jednak znaleźć swoją „niszę”. Czyli konkretną grupę potrzebujących, których los leży nam na sercu, o których mamy pogłębioną i aktualną wiedzę. I którym mądre pomaganie da szczególnie dużo satysfakcji lub przyjemności. Albo – czemu nie? – będzie zgodne z naszym interesem.
- Nie ochłapami: wspierając rzeczowo, dbajmy o to, aby były to rzeczy, a nie śmieci. Niekoniecznie nowe, z metką czy bez śladów użycia. Ale powinniśmy się wstydzić prób przekazania rzeczy: połamanych (meble lub zabawki), poplamionych lub dziurawych (ubrania), przeterminowanych (żywność czy kosmetyki). To, co ofiarowujemy, zawsze powinno być schludne, czyste i takie, których nie wahalibyśmy się oddać własnej mamie lub babci. Nie obrażajmy się też, gdy obdarowany nie zechce ich przyjąć ze względu na nadmiar podobnych (ubrania i słodycze w domach dziecka, domach samotnych rodziców), na ich niedopasowanie (nie taki wózek inwalidzki, jakiego ktoś akurat potrzebuje) lub na inny profil działalności (pomoce szkolne w ośrodkach opiekuńczych dla noworodków). Główną motywacją do oddania czegoś powinno być niesienie pomocy, a nie chęć pozbycia się tego z domu.
- Nie byle jak. Bo z pomagania byle jak bierze się na przykład modny (i bardzo nietaktowny) internetowy hejt na nietrafione zbiórki darów, choćby pluszaków dla domów dziecka. Nie jest powodem do dumy dorzucenie worka zimowej odzieży do zbiórki dla ubogich rodzin z któregoś z krajów afrykańskich. Albo wystawienie na internetowym portalu ogłoszenia „oddam za darmo” o kanapie, która na żywo okazuje się nic nie wartym „gabarytem”. Żeby było jasne: prawie wszystko, co mamy do oddania, KOMUŚ się przyda. Ale na pewno nie wszystko każdemu. I często rozeznanie się: co – komu, wymaga nieco wysiłku. Znoszonych, dziurawych ubrań nikt już nie ponosi, ale świetnie posłużą one schroniskom dla zwierząt do ocieplenia legowisk. Starych gazet czy katalogów raczej nie przygarnie nowoczesna biblioteka, ale może przydadzą się starszej sąsiadce do wykrojów krawieckich. A niepakowanej żywności zapewne nie przekażemy na zbiórkę żywności, kto wie jednak, czy nie sprawimy nią radości samotnej i dawno nieodwiedzanej cioci? Tak, wizyta u niej to także mądre pomaganie.
- Pomagajmy blisko: często większe wrażenie robią na nas tragedie na drugim końcu świata niż ciche dramaty rozgrywające się tuż obok. Pomaganie blisko wymaga zwykle więcej wkładu osobistego niż pozbycie się banknotu z portfela, ale też daje często bardzo namacalne efekty: nowe znajomości sąsiedzkie, czyjś uśmiech, cenną współpracę z przyjaciółmi i znajomymi na rzecz kogoś potrzebującego. Udział w głośnych, medialnych akcjach charytatywnych jest często łatwiejszy (co nie znaczy, że niepotrzebny!), ale ciche i mądre pomaganie w najbliższym otoczeniu może przynieść całkiem nieoczekiwane dodatkowe korzyści. Wiadomo przecież, że zbawianie świata powinno się zacząć od „własnego podwórka”!
- Odpowiedzialnie, czyli „wędkę zamiast ryby”. Jeżeli mamy możliwość zaoferowania pracy, to będzie to większą pomocą niż datek pieniężny. Jeśli umiemy kogoś zarazić przedsiębiorczością, to będzie to skuteczniejsze niż systematyczna pomoc materialna. A jeżeli mamy wybór, kogo z rodziny wykształcić – danie szansy kobiecie będzie się zwykle wiązać z poprawą poziomu życia całej rodziny. I odwrotnie: moneta wręczona „na odczepnego”, niekoniecznie nawet przeznaczona na alkohol, może wyrządzić więcej szkód niż pożytku.
- Anonimowo i dyskretnie – ten punkt z całej listy może budzić współcześnie najwięcej wątpliwości. Z jednej strony elegancko jest pomagać i pomijać to milczeniem. Dyskrecja to cecha ludzi dobrze wychowanych. Mieć klasę oznacza: nie chwalić się dobroczynnością, bo nie rościmy sobie przecież prawa do żadnych zasług za świadczoną pomoc. Kulturalny człowiek nie szczyci się tym, co robi dla innych, nie oczekuje podziwu czy podziękowań. Z drugiej strony – żyjemy w dobie takiej łatwości rozpowszechniania informacji, dzielenia się, choćby za pomocą mediów społecznościowych, słusznymi ideami, i poszukiwania w nich inspiracji, że… warto się chwalić własnymi sposobami na mądre pomaganie! Warto mówić o tym, dla kogo zrobiliśmy coś dobrego, bo być może kogoś zainspirujemy do tego samego. Być może zwielokrotnimy efekt zbiórki na nasz własny cel. Albo zainspirujemy kogoś do znalezienia własnego.
- Pomagajmy, na ile możemy. Tak, jak w gościnności, tak i w dobroczynności nie obowiązuje zasada „zastaw się, a postaw się”. Nie trzeba się zapożyczać ani odejmować sobie od ust. Liczy się każda złotówka… pod warunkiem, że trafi w odpowiednie ręce. Liczy się też, o czym łatwo zapomnieć, nasz własny wkład, zaangażowanie, praca czy czas. Wsparciem lepszym niż finansowe może być pomoc w porządkach, zrobienie i przyniesienie zakupów, wyprowadzenie psa na spacer, pomoc przy dziecku, ugotowanie obiadu. Realną – i ekologiczną! – formą mądrego pomagania będzie przekazanie własnych, niepotrzebnych już rzeczy (byle zgodnie z punktem 3) czy upominków zrobionych własnoręcznie (przetwory na zimę, zabawki dla psa czy kota, domowej roboty kosmetyki albo chemia domowa).
- Asertywnie. Jeżeli mamy zasadę, że nie dajemy „na alkohol”, to się jej trzymamy. Nie dajemy się naciągnąć na złotówkę lub dwie. Nie poddajemy się też szantażom emocjonalnym fundraiserów i nie tłumaczymy się z własnego budżetu lub dotychczasowych datków. A jeśli modna jest akurat zbiórka na konkretne schronisko dla zwierząt i „wszyscy” odznaczyli się już w facebookowej zbiórce – oczywiście wcale to nie oznacza, że musimy robić to samo. Może bardziej leży nam na sercu los samotnych seniorów? Albo przeciwdziałanie wycince lasów deszczowych? Ochrona pszczół? Możemy pomóc tak, jak chcemy, komu chcemy i nikomu nie musimy się z tego tłumaczyć, poddawać wartościowaniu, porównywaniu. Ani słuchać nagabywań. Jeżeli musimy wybrać, komu pomóc – a tak jest zazwyczaj – wybierzmy tak, jak wybierają najbogatsi filantropowie. Lepiej wybrać cel bliższy sercu, bo łatwiej eksplorować wiedzę na wybrany temat, prościej trzymać rękę na pulsie – a więc pomagać mądrze i adekwatnie do potrzeb.
- Nie tylko w grudniu. To – dzięki najlepszemu z Mężów – moje najnowsze odkrycie. Choć tak oczywiste, że aż wstyd. W grudniu pomagamy wszyscy. A przynajmniej duża część z nas. I zazwyczaj mamy spokój na resztę roku. Otóż potrzebujący wcale spokoju dzięki takiemu działaniu nie zyskują. A do ich troski o braki na co dzień dokładamy czasem frustrację, że grudzień obfituje klęską urodzaju (co w skrajnych wypadkach może oznaczać zmarnowanie/przeterminowanie się nadliczbowych dostaw), podczas gdy inne miesiące świecą pustką i milczeniem ze strony darczyńców. Na przełomie roku większość organizacji dobroczynnych nie narzeka na ilość datków. Często mają trudności z ich magazynowaniem, a zawsze: mnóstwo pracy przy ich bieżącym rozdysponowaniu, transporcie i magazynowaniu. Dlatego przełom roku warto potraktować jako czas na zaplanowanie darów i darowizn w ciągu nadchodzącego roku. Takim mądrym pomaganiem sprawimy komuś małą Gwiazdkę w maju lub we wrześniu.
Please follow and like us: