Wiesz, nieładnie jest pytać o dietetyczne postanowienia koleżankę, która od lat zmaga się z brakiem silnej woli.
Abstrahując od sensu czynienia noworocznych postanowień, nic nam do tego, jak się kto wywiązuje z obietnic złożonych samemu sobie. Nawet jeśli podpiera się przy tym deklaracją wobec całego świata. Albo całego Facebooka.
Szanuj autonomię
Owszem, jedna z podstawowych zasad grzeczności mówi o tym, aby wyrażać zainteresowanie tym, co dla naszego rozmówcy ważne. Ale jest też spora kategoria tematów ważnych, lecz drażliwych, a tych już lepiej w rozmowie nie poruszać. Brak konsekwencji, wyrzuty sumienia z powodu niedotrzymanych obietnic czy zobowiązań, działanie widocznie niezgodne z wcześniejszymi postanowieniami – takie obserwacje człowiek dobrze wychowany zachowuje dla siebie. Nawet jeżeli słyszy je co roku, od tej samej osoby. I nawet jeżeli brzmią zawsze tak samo. To właśnie jest takt.
Ważne dla Niej czy dla Ciebie?
Zresztą, poruszanie takich tematów w rozmowie z bliższymi i dalszymi znajomymi bardzo rzadko niestety wynika z naszego życzliwego zainteresowania. Częściej z tego nieżyczliwego, dającego pożywkę dla plotek, obmowy i pozwalającego poprawić sobie humor lub podnieść naszą własną samoocenę na podstawie tego, że ktoś inny też „znów wytrzymał niecałe dwa tygodnie”. Warto przyjrzeć się temu, jak zadajemy tego typu pytania: „I jak ci idzie nauka angielskiego?”, „Ile wytrzymałeś bez palenia?”, „I co, biegasz, tak jak planowałaś?”.
Choć pytania te (tak jak pytający), starają się sprawiać inne wrażenie, są w istocie pytaniami zamkniętymi. Z góry zakładają odpowiedź niewygodną dla adresata. Gdyby nasze intencje były inne, pytalibyśmy w sposób otwarty, nie zakładalibyśmy czasu przeszłego dla realizacji konkretnego postanowienia. Zauważylibyśmy efekty. Albo po prostu poczekali, aż rozmówca sam pochwali się efektami. Gdyby do tematu nie nawiązał – sygnał byłby jasny, choć dyskretny. I taka też powinna być nasza reakcja (czytaj: nie przekazujemy dalej, że Zosia znów wróciła do palenia). Oczywiście tylko, jeżeli taktowni z nas znajomi.
Nie wprost
Ciekawą właściwością pytań zadawanych w związku z noworocznymi postanowieniami jest też to, że rzadko są to komunikaty wprost. I nic dziwnego, skoro wielu z nas wprost musiałoby zapytać: „Dałaś sobie już spokój z tą dietą? Bo nie wiem, czy mogę już się ucieszyć, że znów miałam rację. Po prostu źle się do tego zabierasz”. W zamian posługujemy się tak zwaną mową nie wprost. A jesteśmy bardzo biegli w posługiwaniu się presupozycjami („no i jak ci idzie ten angielski, chyba już powinieneś zacząć kurs?”, „coś chyba jest w tych noworocznych postanowieniach, bo dzisiaj się spóźniłaś tylko 10 minut, jak nigdy”) i implikaturami („to ja pójdę po kawę, ale dla ciebie chyba bez syropu?”, „można cię już wyciągać na piwo, czy nadal udajesz abstynenta?”). Czyli na przykład w sugerowaniu rozmówcy naszych podejrzeń co do jego niekonsekwencji. Albo naszej niewiary w nią/niego.
Równie dobrze idzie nam fałszywe pocieszanie i usprawiedliwianie („eee, nie przejmuj się, od jednego nie przytyjesz”, „z tymi noworocznymi postanowieniami to tak zawsze”, „jakieś nałogi trzeba mieć”), a jeśli mamy do rozmówcy sentyment, to także samobiczowanie („i tak jesteś lepsza, ja wytrzymałam dwa dni”, „ty przynajmniej masz dla kogo próbować rzucać”). To ostatnie akurat (samobiczowanie, nie: rzucanie) jak najbardziej ma charakter uprzejmościowy, bo jest jedną z (mało może godnych pochwały), ale popularnych u nas strategii grzecznościowych (umniejszanie siebie i swoich zasług, aby podnieść wartość odbiorcy i jego osiągnięć).
Są oczywiście lepsze sposoby na rozpoczynanie nowego (nie tylko roku). I gdyby tak rozpocząć, dbając przede wszystkim o siebie i własne cele i plany, bardziej niż o cudze? Od dziś, od za minutę, bez czekania na poniedziałek czy nowy miesiąc. Albo nowy rok.