Jak chwalić?

jak chwalić

A w ogóle: chwalić? Jest sens? Za drobiazgi też, czy tylko za naprawdę duże rzeczy?

Niewielu z nas potrafi chwalić – w znaczeniu: doceniać. Mówić o tym, co było dla nas miłe, pomocne, cenne w zachowaniu innych. Wyrazić jak ułatwili nam życie, wybawili z kłopotów, albo „tylko” poprawili nastrój. Okazać, jak dużo to dla nas znaczy, albo jak dawno nikt tak wiele dla nas nie zrobił. Światowa literatura pęka w szwach od gorzkich stwierdzeń: „Ona nigdy nie dowie się jak…”, „Nigdy mu nie powiedziała, ile to…”, „Żałuję, że nie dałem do zrozumienia…” Chwali to się dzieci. Podobno.

Co możemy doceniać?

Wszystko. Możesz czuć wdzięczność za pogodny dzień, za uśmiech dziecka, za zdany egzamin i za to, że wprawdzie nie schudłeś, ale i nie przytyłeś. Ty wybierasz. Nie tylko dlatego, że nikomu nic do tego, czy zachwyca cię listek czy kotek i nikt nie ma prawa oceniać twojego gustu muzycznego, stopnia skomplikowania obiadu, wiary w ludzi, fantazji albo jakości bluzki upolowanej na wyprzedaży.

Przede wszystkim dlatego, że to my sami nadajemy rangę rzeczom, które się nam przydarzają, albo na które w życiu trafiamy. I lepiej dla nas, gdy przypisujemy większe znaczenie tym dobrym, niż tym drugim. Zdaje się, że w epoce less waste rozumiemy już całkiem dobrze, że to, co dla jednego jest śmieciem, dla innego może być skarbem. Dlaczego więc odmawiamy sobie prawa do traktowania jak skarb czegoś, co nim jest? Z czułością, atencją, zatrzymaniem się na chwilę, aby to docenić i pozachwycać się tym, pomyśleć, jakimi jesteśmy szczęściarzami, że właśnie naszym udziałem to się stało.

Dlaczego nie chwalimy?

No bo tak wprost?! W sumie może być i nie wprost. Uśmiech też pięknie mówi: „Dziękuję, doceniam”. Ale słowa mówią jednak lepiej, dokładniej. Powiedzą, jak ciepło nam się zrobiło po tym komplemencie. Jak bardzo się cieszymy, że ten ktoś jest w naszym życiu. Albo, że trafiliśmy właśnie na tę panią w biurze obsługi klienta.

Jeżeli w miejsce wdzięczności za czyjeś miłe zachowanie, przysługę, szybkie załatwienie naszej sprawy czujemy, że rozpiera nas małe, kolczaście satysfakcjonujące „No! Tak powinno być, to w końcu jej praca”, to wiedzmy, że coś się dzieje. A konkretnie coś z naszym stosunkiem do świata i ludzi. Jakąkolwiek pracę wykonuje osoba przed Tobą, nie czyni jej to gorszą od Ciebie. W dodatku ma wybór i wybrała, aby tę pracę wykonywać dobrze. Jeżeli wyrażasz jej wdzięczność to doceniasz właśnie mądrość tego wyboru.

Kiedy nasz stosunek do ludzi jest zdrowszy niż tej powyżej (ja jestem OK, inne też są OK), także bywa, że nie dziękujemy. Tym razem nie dlatego, że jesteśmy księżniczką w wieży, ale zwyczajnie możemy się krępować. „A jak pomyśli, że to mało oryginalny podryw?”, „Może dla niego to codzienność, a ja wyjdę na głupią gęś tak się wdzięcząc”. A może wcale tak nie kombinujemy, tylko zwyczajnie nie wiemy co i jak powiedzieć. „Jestem bardzo wdzięczny, że tak szybko mnie pani obsłużyła” może nie brzmieć najzręczniej, a wszelkie inne błyskotliwe pomysły przychodzą nam niestety do głowy po czasie. A czasem: jakiekolwiek słowa przychodzą nam do głowy grubo po czasie, bo zatyka nas po prostu, jak zwykle w niewłaściwym momencie. I tylko uśmiechamy się w mało rozgarnięty sposób, co jeszcze bardziej nas peszy i płoszy.

I najgorsze

Czyli wtedy, gdy nie rozpoznajemy, że właśnie czujemy wdzięczność. Albo nie decydujemy w porę, że to właśnie ją powinniśmy czuć. W zamian za to zmagamy się na przykład z: a) poczuciem winy, że przyjaciel musiał wstać wcześnie rano, aby odebrać nas z lotniska, b) żalem za teraźniejszością i lękiem przed przyszłością, bo niebezpiecznie tak cieszyć się z życia, na pewno długo to nie potrwa, c) wstydem, że ktoś specjalnie po prezent dla nas jechał na drugi koniec miasta, d) zażenowaniem, że ktoś musiał wstać, aby ustąpić nam miejsca e) lękiem, że teraz, jak już przyjęłam pomoc, to wyjdę na słabą i taką, co sobie nie radzi…

No dobrze, podzielę się własną, najgłupszą reakcją ever typu „zastępowanie wdzięczności”. Mój własny, prywatny everest niewyrażonej wdzięczności wyglądał tak: ja zaczynam się na serio topić i sama już wiem, że za długo z falami nie powalczę. Skończyło się rumakowanie. On jest zawodowym ratownikiem i ma linę, na której doholuje nas do brzegu. Ja: „Nie, dzięki” (tu miejsce na tę emotkę, na której brwi są tak wysoko, że znikają z pola widzenia). No bo jak..?! Nie wiem jak, dziś sama w to nie wierzę, a zdarzyło się naprawdę.

Ale za to dziś znam o kilka więcej mechanizmów naszej psychiki – naszego poczucia stosowności i uprzejmości przede wszystkim. To nie prosty brak asertywności przeze mnie przemawiał, albo wstyd przed „okazaniem słabości”. Instynkt samobójczy też raczej nie, choć dość lekko, przyznasz, przyszło i odrzucenie ratunku, który przyszedł w porę. Dziś myślę, że przede wszystkim kieruje nami niechęć do tego, aby sprawiać komuś kłopot, zajmować go naszymi własnymi problemami (a więc wówczas „ja” wcale nie tak do końca było OK). Nie chcemy sprawiać kłopotu, więc na wszelki wypadek nie uczymy się przyjmować pomocy. A skoro tego nie umiemy i od niej uciekamy, to jak mielibyśmy się nauczyć na nią reagować? Wyrażać wdzięczność, doceniać, dziękować, chwalić? Powiedzieć: „Uf, jak dobrze, że jesteś  tak bardzo w porę, cieszę się, że akurat na Twojej zmianie mogłam się topić”, skoro zawsze tak świetnie radziłam sobie sama, że wiele okazji do nauki wyrażania wdzięczności przeszło mi koło nosa?

To teraz decyduj

Skoro już to wiesz, możesz decydować świadomie. A wiedz, że decydujesz nie tylko za siebie. Wdzięczność się rozprzestrzenia. Inni patrzą i uczą się. Słyszą Twoje docenienie i łatwiej potem przechodzi im przez usta ich własna pochwała. Czują jakie to budujące, jak czasem nadaje sens życiu i pracy, jak dodaje skrzydeł. I chcą przekazywać to dalej. Wiem, bo sama tak mam.

Ci z nas, którzy pracują z niepoprawnymi optymistami zza oceanu, a sami mocno siedzą w lokalnym, narzekackim grajdołku, stukają się czasem w głowę na kolejne „good job!”, „fantastic!”, „great!”. No jak to tak, za taki drobiazg – taki zachwyt? Za tę tabelę? Ale to moja praca, dlaczego miałbym tego nie umieć? Aprecjacja w wykonaniu Amerykanów wydaje nam się tak przesadzona i nieadekwatna, że uważamy ją za płytką i niepoważną. Infantylną momentami. Nie dowierzamy jej też do końca, bo sami dorastamy w kulturze, gdzie strategią docenienia partnera interakcji jest umniejszenie sobie: „No, ja jak ja, ale tobie to dopiero świetnie poszło!”, „Eee, nie było aż tak ciężko, ty z twoją wymagającą pracą to dopiero musiałaś się namordować”. Czyli nieładnie, ale prawdziwie: sami nie bardzo umiemy doceniać bez dokopania komuś innemu. Sobie na przykład. A ci zza oceanu tak jakoś inaczej, nie w pełni w tę naszą grę umieją, więc patrzymy na te ich pochwały podejrzliwie i nieco przez palce.

Szkoda, bo wiele moglibyśmy się od nich nauczyć. Na przykład tego, że człowiek pochwalony jest bardziej zmotywowany do swojej pracy i będzie starał się ją wykonywać jeszcze lepiej (tzw. efekt Pigmaliona). A ten, który robi coś dla innych bezinteresownie, poczuje, że nie pracował tak zupełnie za nic, skoro dla kogoś to jest ważne. Inny doceni nasz serdeczny uśmiech i może będzie to najcieplejsza rzecz, jakiej dziś doświadczył.

Wdzięcz się!

Ale nie do lustra, choć w sumie czemu nie, też możesz. Wdzięcz się do ludzi. I do siebie też. Wdzięczny możesz być za to, że wcześnie wstałeś, że światła ułożyły się dziś na drodze w zieloną, nie czerwoną linię. Za to, że dzieciaki dziś jakieś spokojne i ugodowe, że zdobyłaś się na trening. Za opony wymienione na czas przez małżonka, chociaż znów zapomniał o naczyniach w zlewie, za 10 dni z rzędu na Duolingo. I za to, że butki na zimę masz takie, że niestraszny Ci śnieg i lód. Za życzliwy komentarz pod fotką na Facebooku.

Wdzięczność najlepiej wyrażać temu, komu jesteśmy wdzięczni, ale level master to już wyrażanie jej temu, od kogo ta osoba zależy, albo na której jej zależy. Wstaw komentarz pod profilem firmy, podziękuj głośno za ustąpienie miejsca, tak, żeby wszyscy pasażerowie słyszeli, powtórz pochwałę ze trzy razy, gdy wiesz, że rozmowa jest nagrywana, złóż podziękowanie na piśmie do szefa pomocnej pani w okienku (tylko błagam, nie przestrasz jej przy tym za bardzo, prosząc o kontakt do szefa – tak często składamy skargi i zażalenia, że na „pochwałę” i „podziękowanie” nie ma nawet formularzy). Nie ignoruj uprzejmości i życzliwości! One naprawdę mają więcej praw do bycia zauważanymi i podbijanymi w social mediach niż ich brak.

Wdzięczność wymaga uważności, a że ciężko nam ona przychodzi, dobrze jest zacząć od tego, z czym Ci wygodnie. Niektórym łatwiej myśleć o sprawach wielkich, jak wdzięczność za wybitne życiowe osiągnięcie, innym o niewidzialnych, póki się nie zepsują: zdrowiu, dobrych relacjach z bliskimi; jeszcze inni działają w wielkim zbliżeniu: docenić umieją tylko ładny gradient na jesiennym liściu albo ciszę w domu. Doceniaj na początek co chcesz i kogo chcesz, ale rób to uważnie i regularnie. Nie musisz od razu prowadzić dziennika wdzięczności, choć może on być przydatny. Ale ustaw fokus na wdzięczność i na docenianie. Innych i siebie. Bardzo warto. Od tego zaczyna się zmiana.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn