Czyli „nie przejmuj się”, „nic się nie stało”, „nie ma problemu”. Ale mówimy tak tylko wtedy, gdy sprawa lub problem, których nie ma, są potencjalnie nasze.
Kiedy to my prosimy kogoś o przysługę albo chcemy skorzystać z jego uprzejmości, nie odpowiadamy „nie ma sprawy” na jego odmowę. To my przecież przychodzimy go kłopotać, „zawracać mu głowę”. Na odmowę lepiej zareagować wówczas: „Rozumiem, i tak dziękuję ci za dobre chęci” albo „No trudno, liczyłam się z tym, że możesz nie mieć czasu”. Chodzi o to, żeby zdjąć z drugiej osoby ciężar poczucia winy za odmowę i okazać, że naprawdę nie żywimy żadnej urazy, byliśmy przygotowani na entuzjastyczne przyjęcie zgody, ale i na uszanowanie odmowy.
„Nie ma sprawy” brzmiałoby w tej sytuacji raczej jak „no dobrze, tym razem ci wybaczę, ale żeby mi to było ostatni raz!”, a to jednak pewna niezręczność wobec faktu, że to my jesteśmy stroną proszącą. Poza tym sprawa przecież jest, i to poważna. Mało istotną nie zabieralibyśmy chyba komuś czasu? Odmowy nie kwitujemy więc suchym i krótkim „nie ma sprawy”, tak jak ktoś zapewne nie ograniczył się do odpowiedzi „nie” na naszą prośbę, tylko zadał sobie trud wyjaśnienia powodów.
Kiedy „nie ma sprawy”?
Kiedy ktoś przychodzi przeprosić, bo zgubił coś naszego, a my chcemy poprawić mu samopoczucie, dowodząc, że był to nic nieznaczący drobiazg. Albo kiedy ktoś dziękuje uniżenie za to, że wzięliśmy za niego dyżur lub nadgodziny, choć nas naprawdę nie kosztowało to dużo wysiłku. Także kiedy ktoś ma wątpliwości czy na pewno może pożyczyć nasz parasol w taką ulewę, a my możemy zgodnie z prawdą zapewnić go: „nie ma sprawy, mam jeszcze dwa, na wszelki wypadek”.
„Nie ma sprawy” umniejsza nasze zasługi; powiedziane lekko i z uśmiechem ma przekonać odbiorcę, że nie namęczyliśmy się zbyt wiele, aby mu pomóc czy zaspokoić jego potrzeby. Ma wspomóc go w tym, aby czuł do nas wdzięczność, nie – zobowiązanie, skrępowanie czy wewnętrzny przymus „oddania” przysługi.
A skąd wątpliwości?
Jakoś często słyszę ostatnio „nie ma sprawy” w nieadekwatnych kontekstach. W sytuacjach, gdy chciałoby się dać komuś do zrozumienia, że coś nie kosztowało mnie aż tak dużo wysiłku, jak to sobie wyobraża, albo że wyświadczenie mu uprzejmości było dla mnie przyjemne. Wychodzi natomiast tak, jakby nieważna była dla nas reakcja drugiej osoby, albo jakbyśmy z góry zakładali, że i tak się nie zgodzi. W skrajnych wypadkach (zależnych od tonu głosu, postawy ciała, gestykulacji, mimiki) wrażenie zostaje takie, jakbyśmy powiedzieli: „Wiedziałem, że nie pomożesz. Tak tylko sprawdzam”.
Takie to zawiłości językowe stawia przed nami polszczyzna. I nie tylko, bo pomyślcie: kiedy „no problem”, a kiedy „never mind”?;)