Przykre i trudne sytuacje, porażki, życiowe zawody spotykają każdego z nas. To prawda, że wyrazy współczucia tylko sporadycznie potrafią podnieść na duchu. Ale już te wyrażone w sposób nietaktowny, na sto procent pogorszą nasz stan.
Często najlepsze, co możemy zrobić, to nie dostrzec czyjejś porażki czy nieszczęścia. To, że koleżanka oblała właśnie po raz szósty egzamin na prawo jazdy, nie jest najlepszym tematem do zagajenia rozmowy przy kawie. Podobnie jak jej rozwód. Fakt, że szemrze o nim całe biuro, nie znaczy, że jesteśmy uprawnieni do wyrażania w tej sprawie swojej opinii. Nie jesteśmy. Nie powinniśmy mieć nawet wiedzy na ten, szalenie prywatny przecież, temat. Jeżeli jednak już taki sekret posiedliśmy, czy to z własnej woli czy też nie, obowiązuje nas całkowita dyskrecja. Wobec koleżanki, o której życiu tyle wiemy i wobec wszystkich dookoła. Człowiek kulturalny nie plotkuje, po prostu.
Swoje zdanie możemy wyrazić, gdy koleżanka sama poruszy ten temat. Ale i wtedy wykażmy się klasą i inteligencją emocjonalną: wysłuchajmy, ale powstrzymajmy się od komentowania i roztrząsania sprawy, nawet zachęcani. Bądźmy powściągliwi. Tak, jak i wtedy, gdy przed oczyma mamy spektakularny dowód niepowodzenia znajomego w jakiejkolwiek dziedzinie. Lepiej wtedy powstrzymać się od, choćby i życzliwej w zamierzeniu, uwagi typu: „tak mi przykro, że efekt jo-jo znów cię dopadł” lub słów pocieszenia w rodzaju: „Teraz skup się na dzidziusiu, na powrót do formy przyjdzie jeszcze czas”.
Empatia przede wszystkim
Wyrażanie współczucia to jeden z najdelikatniejszych w swej konstrukcji aktów grzecznościowych. I kluczową decyzją jest tu: czy wyrazy takie składać, czy też nie. Na dalszym planie jest forma okazywania tego typu życzliwości. Nigdy, ale to nigdy, nie należy ignorować wyrażonej werbalnie woli poszkodowanego o niewyrażanie żalu. Kiedy na ogłoszeniu o pogrzebie bliskiej mu osoby znajduje się dopisek „prosimy o nieskładanie kondolencji”, to ich nie składamy. A jeżeli nie jesteśmy z najbliższej rodziny, to nawet nie pchamy się, aby uścisnąć dłoń lub przytulić żałobników. Nasza obecność, milcząca i z dystansem, choćby niedostrzeżona (!), będzie wystarczającym wyrazem szacunku dla zmarłego i jego rodziny.
Zawsze warto spróbować postawić się na miejscu osoby, której planujemy złożyć wyrazy współczucia. Czy w danej sytuacji, życzylibyśmy sobie ich? I czy chcielibyśmy je usłyszeć od osoby, z którą łączy nas właśnie taka relacja jak nasza? Jakie słowa podniosłyby nas na duchu, a jakie jedynie pogłębiły żal czy poczucie klęski?
Jak dobrać słowa?
Jeżeli decydujemy się na wyrażenie współczucia w sprawach najwyższego kalibru (śmierć) to radar delikatności ustawmy na możliwie najczulszy odbiór. Stosowne będą „Bardzo mi przykro” i „Myślami jestem przy Tobie”, wypowiedziane odpowiednim tonem głosu, z zachowaniem kontaktu wzrokowego. Bardziej oficjalne i zwyczajowo przyjęte są z kolei „Moje kondolencje”, którym towarzyszy uścisk dłoni. To dobry zwrot w sytuacji, gdy nic innego nie przychodzi nam do głowy. Ponieważ „Nie wiem co powiedzieć”, podobnie jak „Nie mogę w to uwierzyć” będą mniej uprzejme wobec żałobnika. Podkreślają nasz własny stan ducha i umysłu, zamiast koncentrować się na odczuciach rozmówcy.
„Bardzo ci współczuję” i „Nasze wyrazy współczucia” też się sprawdzą. Darujmy sobie jednak kwieciste przemowy, choćby w najlepszej wierze. To nie pora na: „Tam jest mu lepiej”, „Patrzy na nas z góry” czy „Przynajmniej długo nie cierpiała”. Zwłaszcza, gdy osoba, której składamy wyrazy współczucia nie jest naszym bliskim krewnym lub znajomym. Nietaktowne będą też zwroty: „Jak ty sobie teraz biedactwo poradzisz?” i „No cóż, życie toczy się dalej”. A już szczytem niedelikatności jest „pocieszanie” rodziców, którzy stracili dziecko słowami: „na pewno będziecie mieli jeszcze mnóstwo dzieci”. W sytuacji śmierci trudno nawet o jakąkolwiek realną ofertę pomocy; na miejscu będzie jedyne dość ogólnikowe sformułowanie: „Gdybym mógł Ci jakoś pomóc, wystarczy słowo”.
„Tak mi przykro” lub „Bardzo mi przykro” to z kolei dobra reakcja w sprawach mniejszego kalibru, kiedy nasz rozmówca poniósł porażkę zawodową czy o charakterze prywatnym. Z tego typu sytuacjami sprawa jest o tyle prostsza, że nie są one ostateczne. Naszego rozmówcę czeka zapewne pewien proces dochodzenia do równowagi i dlatego na miejscu będzie konkretna propozycja pomocy. Ale uwaga: aby nie pozostawiła wrażenia pustych frazesów, składamy ją tylko w konkretnej postaci, gdy rzeczywiście mamy chęci i możliwości, aby pomóc. Na przykład zostać z dziećmi koleżanki podczas jej treningów. Albo poćwiczyć z kolegą manewry na placu.
Delikatność przede wszystkim
Zdarza się, że współczucie samo ciśnie się na usta. Bo poszkodowany zaczyna rozmowę z nami od razu od tematu, który go uwiera. Albo widać po nim jego nienajlepszą kondycję i od razu chcielibyśmy jakoś mu ulżyć, choćby rozmową. W takich sytuacjach można pokusić się o wyważoną rozmowę na ten temat.
Zdarza się jednak również, że nasza próba wyrażenia współczucia zostanie zduszona w zarodku stanowczym gestem uciszenia. Albo zbyta milczeniem. Lub uściskiem dłoni. Nigdy, ale to nigdy nie można się w takich wypadkach obruszać czy czuć urażonym. To ta druga osoba przeżywa trudne chwile i ona wybiera sposób, w jaki funkcjonuje w przestrzeni społecznej w tym trudnym dla siebie czasie. Nie ma obowiązku być towarzyska, wesoła, ani mówić o tym, co ją/jego dręczy. A czasem przecież po prostu mamy ochotę, aby nikt nie wiedział o tym, co się nam przydarzyło.
Współczucie w biznesie
Pozostając z kimś w relacjach biznesowych, zasadniczo powinniśmy nie wiedzieć o trudnych sytuacjach w jego życiu prywatnym. Ale wiadomo, życie jest życiem. Gdy sprawa jest jasna i oficjalna, bo na przykład w biurze prowadzona jest zbiórka środków na leczenie dziecka kolegi, wtedy krótko, treściwie i na osobności możemy wyrazić, jak nam przykro i zaoferować ewentualną pomoc. Zdecydowanie unikamy banałów w rodzaju „będzie dobrze, zobaczysz”, albo „nie martw się, na pewno wyzdrowieje”.
Uzyskanych na osobności informacji nie przekazujemy dalej, chyba że taka jest wyraźna wola kolegi. Nie plotkujemy na ten temat w biurze i bez wiedzy zainteresowanego nie organizujemy żadnych charytatywnych aukcji czy eventów, zbiórek darów czy pieniędzy.
A jeżeli porażka lub nieszczęście dotyczą właśnie spraw biznesowych? O nich wiemy zapewne „oficjalnie”, prowadząc wspólne interesy z poszkodowanym. Sytuacja jednak znów wymaga dużej dozy delikatności. Są osoby, które odbiorą współczucie jako element wsparcia, ale są i takie, dla których będzie to niemal jak obraza. Jeżeli już zdarzy nam się złożyć wyrazy współczucia, które nie zostały ciepło przyjęte, najlepiej jest zmienić temat rozmowy. W miarę możliwości na taki, który pozwoli naszemu rozmówcy nieco się rozpogodzić i skierować myśli na przyjemniejsze sprawy.
“Bardzo mi przykro” – nie prawda tego się nie powinno stosować, bo wielu osobom zwyczajnie nie jest przykro. Moga współczuć ale nie jest im przykro
Jeżeli nie jest przykro, to po prostu w ten sposób nie mówimy. Dobieramy inne słowa, bardziej zbieżne z samopoczuciem. Teoretycy grzeczności powiedzieliby, że grzecznościowych zdań nie poddajemy weryfikacji, bo mają one inne zadanie niż stwierdzanie faktu lub nieprawdy. Warto jednak trzymać się zasady, że nasze zachowania grzecznościowe nie powinny rażąco kolidować z naszym samopoczuciem, wartościami czy przekonaniami; unikniemy w ten sposób dysonansu “szczerość vs grzeczność”.