Letni dress code

dress code komilfo

Odkryte stopy, brzuchy i klaty, spódnica, której nie widać, męski topless – zdaje się, że upały szczególnie sprzyjają ubraniowym gafom. Jak je rozpoznać? Jak popełniać… świadomie?

Dawno już za nami czasy, gdy savoir-vivre nakazywał niezłomnie: „w szortach do pracy nigdy!”, „stopy powinny pozostać zakryte”, a blisko czterdziestostopniowy upał nie był żadnym usprawiedliwieniem dla braku rajstop. No chyba że czytając to, czujesz w żyłach szlachetny szum błękitnej krwi – wtedy nie ma zmiłuj, nie ma wakacji od dress code’u.

Wszystko dla ludzi

Nie ma wskazówek uniwersalnych, po których przyswojeniu i zaaplikowaniu bylibyśmy comme il faut od stóp do głów. Znając zresztą nas, ludzi, wcale byśmy ich nie chcieli. Niby dobrze mieć jasny drogowskaz i konkretne, wymierne wskazówki: spódnica 5 cm nad kolano, dekolt tylko okrągły, a noski butów zakryte i to czymś nieprzezroczystym. Bo czasem człowiek nie wie po prostu „co wypada” i chętnie by się dowiedział.

Ale jak bardzo drażniłoby nas to, że ktoś śmiał takie fakty arbitralnie ustalić! Dlaczego akurat 5, a nie 7? Skąd założenie, że dekolt w szpic jest z automatu głębszy/mniej elegancki niż okrągły? Sam sobie noś zakryte buty w upalny dzień. No i kto akurat temu komuś dał prawo do ustalania, jak mam się ubierać ja?

Dlatego właśnie pomiędzy możliwościami i osiągnięciami świata mody a wyglądaniem z klasą nawet w największy upał rozciągają się ogromne, wyboiste tereny Wyczucia i Smaku, obfitujące w ruchome piaski.

Zagadka

Wyobraź sobie nadchodzącą z naprzeciwka panią w tzw. wieku średnim. Pani ma spódniczkę kończącą się wysoko ponad przysłowiowymi 5 centymetrami nad kolano. Obcisłą bluzkę odsłaniającą pępek. Do tego mocny makijaż, zwracające uwagę wiszące kolczyki w uszach i paznokcie – każdy w innym kolorze. Czy pani popełnia gafę, wychodząc w takim stroju na ulicę?

Nie. My ją popełniamy, uśmiechając się ironicznie i lustrując ją od stóp do głów. Komentując „na ucho” z koleżanką lub odwracając się za mijającą nas kobietą (lub mężczyzną) z pogardą lub politowaniem w oczach. Wtedy, gdy nie mamy wątpliwości, że jej/jego wygląd jest niestosowny. Trudno nam tylko zdecydować: niestosowny względem czego? Wieku? Sytuacji? Naszego (!) poczucia estetyki?

Etykiety – podpowiecie. No bo gdzie tu etykieta? Właśnie nigdzie. Etykieta to zbiór zasad adekwatnych w danej sytuacji. My sytuację możemy nakreślić jedynie z naszej perspektywy, nie znamy jej kompletnie z punktu widzenia mijanej pani. Jej pojawienie się we wspomnianym stroju mogłoby nas zdziwić w filharmonii lub na weselu (choć czy dziś jeszcze dziwi?). Oburzyć – w kościele albo urzędzie. Na ulicy jednak lepiej i zdrowiej dla nas byłoby stosować zwyczaj Amerykanów: to nie moja sprawa, jak ktoś chodzi ubrany.

Dress code, czyli co?

A właściwie to czego oczekujemy po ubraniu? Że będzie stylowe? Na czasie? Stosowne do okazji? Skromne? Niewyzywające? Pasujące do otoczenia? Z klasą? Zwykle się nad tym nie zastanawiamy, oceniając (na głos lub w myślach) cudzy strój. A dress code jest też o tym, o naszych przekonaniach i potrzebach. Czasem jest narzucany, aby bez słów można było zademonstrować swój status społeczno-ekonomiczny. Czasem – by wyrazić szacunek. Bywa, że stanowi scenografię jakiegoś wydarzenia. Albo – w tym najuczciwszym wydaniu – jest po prostu drogowskazem, by każdy mógł ubrać się tak, aby nie odstawać w żadną stronę.

Letnia elegancja

Można by oczywiście, w trosce o spacerową estetykę, nakreślić kilka zasad, które pozwalają zadbać o ubiór z klasą. Tyle, że są to reguły dość ogólne, tak by bez zagłębiania się w szczegóły sytuacji i kontekstu, jak najbardziej uniwersalnie umożliwić „stosowne” dopasowanie swojego stroju do otoczenia. Jedna z nich mówi o tym, żeby ubiór nie był zbyt wulgarny, czyli mimo letniego skwaru, bardziej jednak powinniśmy być ubrani niż rozebrani, przebywając wśród ludzi i nie na plaży. Dozwolone jest wszystko, co z umiarem, a najlepiej – w harmonii. Jeżeli minispódniczka, to bardziej zabudowana góra, a jeśli głęboki dekolt, to dół okryty (w wersji męskiej zgodnie z tą zasadą do szortów nie sprawdzą się tank topy).

Inna reguła mówi o tym, że gdy nie mamy pewności, „jak bardzo” się wystroić, lepiej postawić na nieco mniej niż przestrzelić. Oczywiście balowa suknia na domówkę również ma swój urok, ale umówmy się – pewna swoboda takich kameralnych imprez na to pozwala. I jest to inna poetyka swobody niż ta uliczna.

I jeszcze superważna, a może i najważniejsza zasada: wcale nie jest najistotniejsze czy mamy na sobie bawełnę, czy jedwabie, koktajlową sukienkę czy oversize’owy t-shirt. To, co wybieramy, niech zawsze będzie czyste, nieprzesiąknięte zapachami kuchni czy potu, wyprasowane – jeżeli tego wymaga materiał. Słowem: schludne. To, szczególnie latem, może zyskać nam odkupienie za najgorsze nawet ubraniowe gafy.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn