Nie będzie o żadnych cellulitach, źle dobranych bikini, nadmiernych kilogramach. W kwestii plażowych nieprzyzwoitości mamy o wiele cięższe grzechy na sumieniu.
- Parawany – to zdumiewające lokalne zjawisko wakacyjne (występuje głównie na naszej szerokości geograficznej) to nie tylko występek przeciw życiu społecznemu i odwiecznej plażowej demokratyczności. To w ostatnich latach coraz więcej zagrożeń dla bezpieczeństwa, jak choćby mniejsza widoczność najmłodszych czy utrudnienie pracy służb ratowniczych. Skoro mimo dość skrętnych i zwrotnych pojazdów czasem opornie nam idzie na prostej drodze uformowanie korytarza życia, trudno oczekiwać, byśmy sprawnie lawirowali rozłożystymi parawanami.
- Papierosy – jestem tu nieobiektywna, bo nie potrzebuję szarych kłębów ani w czasie jazdy samochodem, ani „dla rozjaśnienia umysłu”, ani tym bardziej na jakimkolwiek łonie przyrody. Choćby nawet była tak szczelnie zasłonięta ciałami i parawanami, jak we Władku w upalny dzień. Przyzwoitość podpowiada, że mimo iż „na otwartym powietrzu”, to nie palimy – tak jak nie robimy innych rzeczy działających agresywnie na którykolwiek z narządów zmysłów – w miejscu, gdzie jesteśmy blisko innych, w dużych skupiskach ludzi, w miejscach wspólnych.
- Loże szyderców – nieprzyzwoite plażowe komentarze to w dużej mierze wina tego, na jakich odbiorców rzeczywistości wychowują nas media. „Na tak” albo „na nie”, kciuk w górę albo w dół, przesuń w prawo albo w lewo. Wybieramy najlepszy głos, oglądamy kto strzeli najwięcej goli, głosujemy na najzgrabniejszą i kibicujemy najsilniejszym. Popełniamy w dorosłym życiu ten błąd, przed którym przestrzega współczesna psychologia wychowania: chwalimy za efekt, nie za wysiłek, oceniamy stan końcowy zamiast docenić kamienie milowe, gloryfikujemy rezultat choć moglibyśmy cieszyć się procesem. Nastawieni w taki sposób trafiamy na plażę i…? „Za gruba”. „Niski”. „Tamta ładniejsza”. „Fajny, ale łysy”. No chyba że nie jesteśmy konfrontacyjnie nastawieni do świata. Wtedy na plaży otwieramy kolorową gazetę i już tylko: „3 najlepsze ćwiczenia na pelikany”, „a jak ty przygotowujesz się do bikini body?”, „piwne brzuszysko jest w tym sezonie absolutnie zakazane!”
- Śmieci – po prostu nie wiem, nie rozumiem, jak można zostawić coś po sobie w plażowym piasku☹ A zostawiamy wszystko: od plastikowych butelek, przez pety (!), opakowania po ciastkach, po zepsute zabawki i części garderoby. To już nawet nie plażowa nieprzyzwoitość, to zbrodnia. Może by ktoś opracował taką odmianę społecznego ratingu, gdzie koszt korzystania z plaży/lasu/przystani w tym roku jest bezpośrednio zależny od nieposegregowanych i porzuconych śmieci z ubiegłego sezonu?
- Toaleta pod chmurką – toalet zawsze będzie za mało, za daleko, zbyt cuchnące i kolejki zbyt długie. Tylko my zawsze zachowujemy się w porządku, bo „przecież zwierzęta też siusiają pod chmurką a ryby do wody”, „to tylko siku” albo „tylko ten jeden raz, bo nie wytrzymam”. Jest spora szansa, że jedno lub dwa piwa mniej mogłyby zrobić różnicę.
- Gesty niepubliczne – skoro już leżymy prawie jak nas pan bóg stworzył, to logiczne, że nie mamy czym zakryć newralgicznych miejsc, po których właśnie naprawdę, ale to naprawdę musimy się podrapać. Albo poprawić mało dyskretnym gestem wypadające ze skąpej garderoby części ciała czy usunąć wrzynające się tu i ówdzie fragmenty odzienia. Niektórzy, z godną podziwu podzielnością uwagi, potrafią nawet nie przerywać przy tym rozmowy lub serii kokieteryjnych uśmiechów.
- Przyległości – nie dla psa kiełbasa, ale plaża już tak. Niechże więc Azor też ma coś z życia i wykopie najgłębszą dziurę świata. Jeśli materiał wyrobniczy szufluje prosto na opalającą się obok panią, to może i lepiej? Pani szybciej się wyniesie. Podobnie, kiedy nasze dziecko wyleje na rozgrzany brzuch sąsiada lodowatą wodę – udajmy po prostu, że to nie nasze. Mało to dzieci bawi się na plaży…?
No dobrze, a dlaczego w sumie nie ma o tych wałeczkach, obfitych biustach i pupach, nieprzyzwoicie skąpym bikini i pokazywaniu zbyt wiele? Przecież to też kwestia dobrego smaku, taktu i umiejętności zachowania się – podpowiecie.
I macie rację, ale na te tematy pisze się i tak dużo. Myślę, że skoro już moralizować, to lepiej konstruktywnie, w dziedzinach, na które podlegający moralizatorstwu mają dość duże poczucie wpływu, a zmiana wiąże się z niedużą bezwładnością. Nie do końca przecież chodzi o to, żeby wpędzać w większe kompleksy tych, którzy i tak się z nimi borykają. Żeby nakazywać i zakazywać czegoś na plaży – w epicentrum wakacyjnej wolności. I dokładać swoje trzy grosze do opresji świata mody i mediów. Czasy, w których żyjemy, też zdają się potrzebować raczej tolerancji dla różnorodności niż autorytarnego despotyzmu. Zresztą, ludzie nie są przecież do poprawiania.
Mogą być co najwyżej do podziwiania. A jak nie podziwiasz, to nie patrzysz, bo po co? Zdrowo jest zresztą własne poczucie estetyki zaspokajać przy pomocy własnej osoby. Wspaniała sylwetka, piękne ciało, idealny strój plażowy to Twoje przepustki do dobrego samopoczucia, ale i certyfikat zdrowia, ciężkiej pracy, wytrwałości. A dla innych – może być zachętą i dowodem że można. Ale nie batem i znakiem zakazu dla wszystkiego co smaczne, „niezdrowe” i niedozwolone.