Gdy drobiazg doprowadza do pasji

pety na ulicy

Niedopałki rzucane na ulicę. To jest właśnie to, co w ułamku sekundy potrafi wyprowadzić mnie z choćby najbardziej szampańskiego nastroju.

Palenie to jedna z takich spraw, które postrzega się jako indywidualną decyzję, do której każdy z nas ma prawo (choć może nie powinien). Pisać o związanych z nim zagrożeniach – wydaje się bez sensu. Zalety palenia – staram się jako badacz dostrzegać i rozumieć, bo to trochę ułatwia mi wejście w postawę zrozumienia i empatii. Niewątpliwie, sporo prawdy jest w tym, że papieros jest najbardziej towarzyskim z wynalezionych przez człowieka rekwizytów. Choć to w sumie smutne, że często w dorosłym życiu trwamy przy nastoletnich pretekstach do „zagadania” czy zawierania znajomości. Kultywujemy je dla zyskania czasu (wolnego w trakcie dnia pracy), albo dla jego zabicia (gdy czas się dłuży). Stosujemy jako zasłonę (nomen omen) dymną przy poważnych rozmowach i jako okazję do (o ironio!) przewietrzenia się.

Jak cię… czują

Niech będzie, każdy decyduje za siebie. O swoich nawykach, własnym zdrowiu, o tym, czy w jego ocenie rozmowa „nad papierosem” to stosowna forma kontaktu z drugim człowiekiem.

Ale już w kontekście budowania wizerunku nie sposób pominąć tego, jak palenie wpływa na to, jak jesteśmy odbierani przez otoczenie. W korporacjach, równolegle z niemijającą modą na palenie, zdarza mi się spotkać z silnym niezadowoleniem niepalącej części zespołu w związku z „nieproduktywnością” czasu palaczy, przeznaczanego na dymka (choć przecież da się wskazać liczne odmienne sposoby praktykowania prokrastynacji). Na warsztatach z etykiety biznesu uczestnicy przywołują jako irytujące głównie aspekty higieniczne, takie jak: brak zwyczaju mycia rąk po wypalonym papierosie, nieprzyjemna woń oddechu, ubrań i rzeczy palącego współpracownika czy konieczność wdychania nikotynowych oparów ze źle umiejscowionej (w biurze!) palarni.

Higiena, estetyka, elegancja

Znam powyższe niedogodności (niestety, nie tylko z opowieści słuchaczy, ale i z autopsji) i rozumiem. Znając też coraz lepiej siebie, zauważam, że palenie jest jednym z czynników, który podświadomie wpływają na moją niechęć do obcowania z palącym klientem lub współpracownikiem.

Jednak niechęć to jedna rzecz, a zupełnie inną jest… nieposkromiona wściekłość. A taka budzi się we mnie, gdy widzę, jak ktoś, stojąc na przystanku, kończy papierosa i rozgniata niedopałek butem na chodniku, wskakując jednocześnie do autobusu. Albo gdy szykowne bizneswomen z mokotowskiego Mordoru kończą palić eleganckiego, smukłego „dymka” i mają zbyt daleko do równie eleganckiego, ale oddalonego o cały metr, chromowanego śmietnika. I oczywiście kierowców, strzepujących popiół przez otwarte okno na ulicę, a potem wyrzucających w ślad za nim „peta”.

No ludzie!

Od razu mam ochotę powtórzyć jedną z przeuroczych reakcji na śmiecenie, podejrzanych w youtubowych kompilacjach. Tych, gdzie ktoś uprzejmie zwraca się do zatrzymanego przechodnia i z uśmiechem mówi: „coś pani zgubiła”, wręczając delikwentce wyrzucony przed chwilą z premedytacją na chodnik papierek. Albo wybiega ze stojącego w korku auta, puka w okno poprzedzającego pojazdu i po jego otwarciu wrzuca do środka z powrotem wyrzuconą przed chwilą beztrosko na pobocze plastikową butelkę.

Jestem ekofreakiem?

Nie wiem, czy tylko na mnie tak to działa. Może i przesadzam, ale na bezmyślne rzucanie niedopałków, gdzie popadnie, reaguję zawsze utratą całego kapitału życzliwości dla sprawcy. I traktuję takie zachowanie nawet nie w kategoriach braku kultury, ale jakichś dysfunkcji intelektualnych. Bo przecież pełnosprawni intelektualnie ludzie nie rzucają na ulicę papierka po zjedzonym właśnie batoniku? Butelki po wypitej wodzie czy soku? Zużytej chusteczki higienicznej. Po ich opróżnieniu lub wykorzystaniu społeczny obyczaj obliguje nas do doniesienia śmieci do najbliższego śmietnika. Ewentualnie, w braku takowego, do zabrania ich z sobą.

A czym różnią się od tych śmieci niedopałki papierosa, że tak masowo, lekkomyślnie i beztrosko pozwalamy sobie na ich wyrzucanie wprost na ulicę? Że małe? A może z łatwo rozkładalnych materiałów? A może „wszyscy tak przecież robią?”. Jeden argument lepszy od drugiego, a wszystkie… zasłyszane, niestety. Nóż się otwiera w kieszeni. Nie tylko badaczowi savoir-vivre’u. I pewnie nie tylko wojownikowi czystej przyrody.

A może potwierdza się po prostu obiegowa prawda? Że palenie zabija. Komórki mózgowe – także.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn