„No, pocałuj babcię”, „oczekuję przeprosin!”, „naprawdę muszę o to prosić?” – zauważyliście, że mamy kilka takich brzydkich nawyków językowych, które sprawiły, że życzliwość i uczynność uznajemy za przymus?
Zmuszanie kogokolwiek do całowania, kontaktu fizycznego, do okazywania nieszczerej wdzięczności nie jest najlepszym pomysłem – to już dziś wiemy. Ale jednocześnie nie umiemy nazywać takich zachowań po imieniu: to przecież próba wymuszenia posłuszeństwa, dostosowania się, wcale nie grzeczności. Mieszamy, szczególnie w wypadku dzieci, grzeczność z posłuszeństwem, a nawet uległością i potem dziwimy się, co one z taką niechęcią wzdychają, słysząc „dobre maniery”, „grzeczność”.
I tak zostaje
Dorosły, uczony w dzieciństwie posłuszeństwa, nazywanego „grzecznością” przybiera zwykle jedną z dwóch postaw: albo, chcąc uchodzić za człowieka dobrze wychowanego i kulturalnego, kultywuje zasady wpojone w dzieciństwie (stąd się często bierze potulność, brak asertywności, bycie „nadmiernie miłym”). Albo bojkotuje tresurę z czasów dzieciństwa, decydując: „prosić się nie będę”, „nie mam czasu na uprzejmości” i „ja tam wolę być sobą”. To co, najsmutniejsze: żadna z tych osób nie będzie miała szansy dostrzec, jak wielkie oszustwo sprzedano im w dzieciństwie. Oszustwo w zakresie nazewnictwa, języka, definiowania pojęć – które zmieniło ich postrzeganie świata i ludzi. A ponieważ to co raz nazwane, ciężko przedefiniować, większość z nas wzrasta i żyje, nie wiedząc jak wielka wartość właśnie nas omija.
A gdyby tak…
…twój syn lub córka od początku wiedzieli, że posłuszeństwo i grzeczność to dwie różne sprawy? Gdyby wiedzieli, że „być grzecznym” ma dwa odmienne znaczenia i w porę nauczyli się rozpoznawać, że mama, wyprowadzona z równowagi, mówiąc: „bądź grzeczny!”, ma na myśli to, aby dziecko zrobiło o co prosi? Gdyby rozumieli, że uprzejme zachowanie może uratować komuś dzień, jak słowo zamienione z samotną seniorką czy współczujący uśmiech dla wyczerpanej ekspedientki.
Myślę, że z takiego dziecka rośnie chłopak, który jest po dziecinnemu radosny i psotny, ale ma w sobie wdzięk, któremu nie da się oprzeć. To łobuziak, który po kolejnym żarcie przychodzi, przytula i mówi: ale wiesz, że cię kocham, a to tylko tak, dla hecy? To często nastolatek, który, owszem, próbuje swoich sił w grupie, prześcigając się z kolegami, kto najsoczyściej przeklnie – ale przytrzyma drzwi pani z wózkiem, a starszej sąsiadce wniesie zakupy.
Dziewczynce, która będzie świadoma tej ważnej różnicy, nigdy nie będzie trzeba mówić: „nie bądź taka miła, tupnij wreszcie nogą”, bo ona tupać nauczy się sama, jak każde dziecko, w naturalnym, nietłamszonym rytmie rozwoju. Pokaże nawet czasem język i wybrudzi sukienkę, ale przyjdzie potem zapytać, czy nie pomóc w jej czyszczeniu. Kiedy trochę podrośnie, będzie umiała powiedzieć „nie”, ale tak, żeby nie stracić czyjejś sympatii, jeżeli to ktoś dla niej ważny. Bratu pomoże przygotować się na pierwszą randkę i jako jedyna zawsze będzie pamiętać o imieninach babci.
Naprostujmy to
To jest „prawdziwa” grzeczność, te zachowania oparte na trosce o innych, życzliwości, dostrzeganiu potrzeb – cudzych i własnych. Z nich bierze się poczucie odpowiedzialności, ale i towarzyska atrakcyjność. Aura profesjonalizmu, ale i życzliwości, która sprawia, że chcemy z kimś przebywać i dobrze się w jego towarzystwie czujemy. I opinia człowieka, który potrafi zachować się odpowiednio w każdej sytuacji i na którym można polegać. Dla samych zainteresowanych to bezcenny kapitał społeczny.
To co, może zawracajmy powoli tę rzekę we własnych rodzinach?