A właściwie nie savoir-vivre, tylko kilka prostych wskazówek. I nie tylko dla włosomaniaczek – dla każdego, kto ma włosy.
Bo mamy je – na pewnym etapie życia przynajmniej – wszyscy. I niezależnie od tego, czy jesteśmy włosomaniaczką/włosomaniakiem, one towarzyszą na co dzień i nam, i wszystkim osobom, z którymi spotykamy się w ciągu dnia. Mogą zachwycać, przyciągać, mogą denerwować, mogą też przyprawiać o dreszcze. I nie zawsze jesteśmy tego świadomi.
- Dbaj o włosy. Nie muszą zajmować miejsca na podium Twoich życiowych priorytetów. A Ty nie musisz tracić na nie zbyt wiele czasu czy przejmować się nimi szczególnie. Zawsze jednak powinny być czyste i ujęte w jakieś ramy. Savoir-vivre ani żaden inny zestaw dobrych praktyk nie definiują (na szczęście) jednej, konkretnej, jedynie słusznej fryzury (co innego dress code np. w banku). Mogą więc być długie do pasa, może ich nie być, mogą być dredy czy irokez. Ale dbaj o nie przynajmniej – cytując Wojciecha Eichelbergera – „jak o średnio lubianego psa”. Czyli zaspokajaj minimum ich potrzeb – odświeżaj cięciem, dbaj by trzymały kształt, farbuj tak, by nie wyglądały niechlujnie (uwaga na odrosty, ale i spłowiałe pasemka). Słowem: bądź świadoma/świadomy ich istnienia.
- A żeby inni zwracali na nie uwagę z pobudek pozytywnych – pamiętaj, że muszą być przede wszystkim czyste i już. A czyste to nie tylko umyte – to również wyszczotkowane, jeżeli ich postać na to pozwala, bo przecież chętnie zbierają kurz i inne drobinki codzienności. Bywa, że musisz je myć codziennie, żeby „jakoś wyglądały” i jest to uciążliwe. Sięgasz czasem po suche szampony, pudry i inne wynalazki, które jedynie maskują nie pierwszą już świeżość fryzury. I to jest w porządku – o ile nie jest normą. I jeżeli nie daje karykaturalnego, sztucznego efektu. Mycie, szamponem, na mokro – to jest ta właściwa norma.
- Ujarzmiaj. Każde włosy są inne, ale żadne nie powinny rządzić Tobą. Ani tym bardziej otoczeniem. Jeżeli są rozpuszczone, to niech będą rozczesane, nie splątane i puszczone wolno – o ile się nie elektryzują i nie kleją do wszystkich i wszystkiego. Jeżeli są zaplecione w milion warkoczyków – dobrze, aby nie chlastały wszystkich wokół niczym biczyk przy każdym Twoim półobrocie (zamaszyste końskie ogony też lubią to robić). Są Twoje, są Twoją przyległością i nie żyją własnym życiem – a zatem to Ty odpowiadasz za wyrządzone przez nie szkody i przykrości.
- Sprzątaj po nich. Włosy wypadają. Zostają na szczotce, w łazience, na poduszce, na kanapie. Nie lubimy tego, ale ignorowanie sprawy nie rozwiąże problemu. Zbieraj to co gubisz, także włosy i wyrzucaj je. Oszczędzisz wiele stresu tym, którzy brzydzą się włosami, a kto wie – może i sobie. Jeśli nie będziesz oglądać tych wypadniętych przez pół dnia, może przestaniesz zamartwiać się ich stanem. „Wydepilowany”, czyli obrany z Twoich długich włosów płaszcz też będzie wyglądał bardziej elegancko niż ten noszący codzienne ślady Twojej obecności.
- Daj żyć. A może właśnie jesteś włosomaniaczką i wokół stanu fryzury obracają się Twoje myśli niemal non stop? Pamiętaj, że umiar działa we wszystkich dziedzinach – nie musisz czesać włosów kilka razy dziennie, poświęcać pół dnia na pielęgnację, blokując łazienkę innym użytkownikom czy okazywać przewrażliwienie za każdym razem, gdy ktoś niechcący dotknie Twoich kosmyków. Jeśli są piękne, zadbane i błyszczące – nie jest też konieczne zarzucanie nimi, aby zwrócić uwagę na ten naturalny skarb. Niezbyt elegancko jest również sprawdzać palpacyjnie – szczególnie w towarzystwie! – stan skóry głowy, czyli przebierać we włosach, drapać się ostentacyjnie czy przeczesywać pukle palcami. Najlepiej – po umyciu, uczesaniu – zostaw je w spokoju. Prawdopodobnie one wówczas też dadzą Ci nieco spokoju z tym codziennym myciem. A ludzie wokół – odetchną z ulgą.
Please follow and like us: