Jeżeli w tegoroczne wakacje wypoczywasz w Gruzji, to wiedz, że bardzo Ci zazdroszczę. Jeśli działo się to w ubiegłym roku, albo jeszcze dawniej – nadal zazdroszczę.
Ja miałam spędzić w Gruzji ubiegły tydzień, na osobistym przyglądaniu się tamtejszej, wyjątkowej kulturze i gruzińskiej grzeczności. Ze względu na osobiste i zawodowe zobowiązania nie udało mi się, ale i tak dziękuję za zaproszenie i przesyłam pozdrowienia dla Departamentu Turystyki i Wypoczynku Republiki Adżarskiej.
Odległość geograficzna i kulturowa
Naczytałam się swego czasu wiele o gruzińskich zwrotach grzecznościowych i o charakterze gruzińskiej uprzejmości. Obu szalenie ciekawych dla badacza polskiej uprzejmości. Tym bardziej, że różnic w naszych kulturach wydaje się tak dużo. A tymczasem grzeczność gruzińska i polska mają też zaskakująco wiele punktów wspólnych.
Nasza rodzima kultura skłania się ku formalizacji relacji, jest chłodna, co przejawia się w niewielkiej wylewności uczuć i dość dużym dystansie. Domyślnie jesteśmy w Polsce na „Pan/Pani”, gloryfikujemy też hierarchię i chętnie kultywujemy tytulaturę („Panie Profesorze”, „Księże Dyrektorze”, a nawet: „Pani Kierowniczko”). Gruzinom zdecydowanie bliżej do temperamentu upalnego południa, co nie dziwi, bo jednak u nich tych upałów i słońca zdecydowanie więcej niż u nas. Gruzini lubią Polaków, ale czasem onieśmielają nas swoją bezpośredniością. Bywają wylewni, a kanwą ich uprzejmości są nie zasługi i tytuły, a raczej spontaniczna potrzeba. Prosto z mostu i często bardzo serdecznie wyrażają, co im w duszy gra.
Można się też spodziewać różnych spontanicznych uprzejmości ze strony nieznajomych (jeszcze, bo to tylko kwestia czasu) Gruzinów, takich jak podwózka autostopem czy zaproszenie całkiem obcej osoby na rodzinną kolację (bez uprzedzania tejże rodziny o niespodziewanym gościu). Czyli towarzyskie cuda, których na Zachodzie nie uświadczysz, a i u nas odchodzą już do lamusa.
Zaskakujące wyznania, prośby, obietnice…
Gruzińskie zwroty grzecznościowe mają duży potencjał performatywny, a na Polaku czynią wrażenie egzaltacji i teatralności. Tym, co my traktujemy poważnie, zachowujemy na wyjątkowe okazje i dla wyjątkowych odbiorców, Gruzini szastają w popularnych formułach grzecznościowych. Nawet tych kierowanych do pierwszy raz widzianej osoby. Tą bezpośredniością przypominają mi nieco inną, bliższą nam kulturę, ale o tym innym razem.
Oczywiście, popularne są w Gruzji nasze odpowiedniki podstawowych zwrotów grzecznościowych, jak „dziękuję”, „przepraszam”, „co słychać?” czy „dzień dobry”. Tym, co odróżnia grzeczność gruzińską od naszej i nadaje jej specjalnego kolorytu, są akty obudowujące grzeczność. W Polsce mogą to być na przykład pytania grzecznościowe („co u ciebie?”), wyrażenie radości ze spotkania („tak się cieszę, że mogłyśmy się wreszcie spotkać”), czy komplementy („aleś ty wyrósł!”).
No właśnie, a propos komplementów. Nie prowadziłam w tym zakresie regularnych badań, ale liczba cytowań z pierwszej ręki wskazuje, że jest to ulubiony akt towarzyszący wyrażaniu grzeczności przez Gruzinów. A czasem same w sobie komplementy są uprzejmością w gruzińskim wydaniu. I to jakie komplementy! Zwroty, które na polski można przetłumaczyć jako „Bardzo mi się podobasz” i „Jesteś bardzo piękny/piękna” pełnią w Gruzji funkcję uprzejmych pozdrowień. I nie mają te „wyznania” charakteru erotycznego (no, oczywiście, zdarzają się wyjątki). Ale jeżeli ciekawi Was flirt w wydaniu gruzińskim, odsyłam do ciekawego minisłownika na Przez żołądek do Gruzji.
Nie wierz na słowo
Dosłowna treść niektórych gruzińskich zwrotów grzecznościowych może co wrażliwszych zawstydzać swoją dosłownością i seksualnymi nawiązaniami. Może też jednak potencjalnie budzić pewne nadzieje, szczególnie w połączeniu z otwartością i wyrazistym typem urody Gruzinów. Na wszelki wypadek, nie przywiązywałabym się raczej do wyznań i zobowiązań towarzyszących komplementom i wylewnym gruzińskim pożegnaniom.
Coś mi mówi, że – o ile nie są to wyłącznie grzecznościowe zagajenia – mogą to być propozycje o podobnym charakterze, jak te, które swego czasu osobiście otrzymałam podczas wakacji na Krecie. A co tam, podzielę się nader krótką historią moich kreteńskich negocjacji:
– Please, Anna, stay with me forever in Kreta!
Ale! Już w sekundę po mojej nieśmiałej, bo po polsku grzecznej odmowie, oferta uległa znacznemu uproszczeniu: – Then maybe just for a night!
Budujące, prawda?
Bardziej gościnny niż Polak
Wydaje się niemożliwe, to, co w podtytule. Niewątpliwie gościnność jest wspólną cechą Polaków i Gruzinów. Może dlatego darzymy się sympatią od pierwszego wejrzenia i stosunkowo łatwo przełamujemy lody przy osobistym spotkaniu. Gruzini nie pominą żadnej okazji do towarzyskiego spotkania. Bez względu na to, czy jest to święto rodzinne, państwowe, czy też napotkanie obco wyglądającego przybysza w lokalnym sklepie. Są mistrzami w wynajdywaniu okazji do wspólnego świętowania i zapraszania do rodzinnego stołu. Zdaje się, że po prostu wiedzą, jak łapać chwilę i robić z niej najlepszy użytek.
Symbolem gruzińskiej kultury towarzyskiej jest tradycyjna supra, czyli po prostu uczta (w 2017 roku wpisana zresztą na listę niematerialnego dziedzictwa kulturalnego UNESCO). Samo słowo oznacza „obrus” lub „nakrycie”, czyli miejsce przy stole przygotowane do pożywania posiłku, trudno więc o bardziej adekwatną nazwę. Jedzeniu, w ilościach nie do przejedzenia (znacie to skądś?), towarzyszą spotkania, rozmowy, a nawet śpiew. W formie uroczystej supry Gruzini obchodzą na przykład wesela, uroczystości rodzinne (tzw. keipi, radosna supra), święta kościelne (takie jak Mariamoba, największe święto maryjne, szczególnie widowiskowe w regionie Pszawetia), pogrzeb zaś wieńczy gruziński odpowiednik naszej konsolacji (stypy), czyli kelechi, smutna supra.
Na suprę Gruzini zapraszają rodzinę, krewnych, bliskich i dalekich znajomych, a nawet pierwszy raz widzianych na oczy obcokrajowców. A w zapraszaniu do stołu są nieustępliwi. Bardzo podoba mi się przywołany na jednym z blogów opis gościnności, według słów gruzińskiego socjologa, Meraba Paczulii: „Wszyscy myślicie, że my, Gruzini, jesteśmy tacy gościnni i wspaniali, bo chcemy wam, gościom, sprawić przyjemność. A to nieprawda. My chcemy sprawić przyjemność przede wszystkim sobie samym. Nas to bawi, nas to cieszy, nam to poprawia humor. Mógłbym użyć tu metafory pana, który prowadzi psa na smyczy. Wy, goście, jesteście tym psem, który biegnie przodem i cieszy się, hohoho, biegnę sobie z przodu, jestem taki ważny!, a my, gospodarze, jesteśmy tym panem, który was prowadzi na smyczy i kieruje każdym waszym krokiem (…)”.
Jemy, nie certolimy się
Gruzińskie uczty to, jeszcze większe niż u nas, stosy jedzenia. Którego oczywiście nie wypada nie jeść! Podobnie jak Polacy, Gruzini przywykli do okazywania gościnności i uprzejmości poprzez jedzenie („jak dobrze, że już jesteś, chodź, upiekłam twoją ulubioną szarlotkę!”). Celem nadrzędnym dla gospodarza jest zatem nakarmić gościa, choćby zarzekał się, że właśnie jadł i głodny nie jest. Trudno o większą zniewagę, niż opuścić głodnym gruziński dom.
Gość nie powinien ani nadmiernie się krygować przy jedzeniu, ani zbyt łapczywie pochłaniać wszystkiego, co ma na talerzu i w najbliższej okolicy. Mimo że wygląda to i pachnie tak, jak wygląda i pachnie wszystko na gruzińskim stole, czyli obłędnie. Krygowanie się grozi w najgorszym wypadku obrazą za odrzucenie tak suto prezentowanej gościnności, łapczywość zaś stanowi dla gospodarzy sygnał do dokładki. Serwowanej bez pytania. Której oczywiście nie można nie zjeść.
Za zdrowie!
Suprę zawsze prowadzi mistrz toastów, wybierany przez gości lub gospodarza. Jak sama nazwa wskazuje, to on podczas całej uczty wygłasza toasty. Powinien mieć dar wymowy oraz „mocną głowę”, aby pełnić swą rolę aż do końca spotkania. Co ciekawe, toasty gruzińskie wyznaczają rytm uroczystości. Stanowią na przykład dla gości sygnał, że uczta zbliża się ku końcowi. Wydaje się to bardzo praktyczna wskazówka, patrząc z perspektywy obywatela kraju, w którym gospodarze raczej zasną przy gościach niż zdecydują się skutecznie dać im znać, że pora kończyć imprezę.
Toasty podczas gruzińskiej supry są wznoszone najczęściej winem, nigdy zaś piwem – byłaby to obraza dla gospodarzy. Stanowią też pretekst do dyskusji na dany temat, zainicjowany przedmiotem toastu. Istnieje cała ich rytualna kolejność, której się nie zmienia i nie przerywa. W ogóle „obsługę” toastów zostawia się w Gruzji mistrzowi. W przeciwieństwie do naszej demokratycznej kultury biesiadowania, gdzie bez większych ceregieli lubimy podsuwać własne intencje.
Więcej o gruzińskiej grzeczności polecam poczytać w:
Rozmówkach polsko-gruzińskich Giorgija Maglakelidze oraz w Gaumardżos Anny i Marcina Mellerów. Warto też zajrzeć na Autostopem przez życie oraz na gruzja.in.