Chodzicie? Nie śmiecicie?
Kolorowe liście, pod nimi dziecięce skarby w postaci połyskujących kasztanów i żołędzi. Szeleszcząca wyściółka, grzybowe atrakcje dla dorosłych. A i wiewióry chętnie się pokazują. Dla wielu mieszczuchów wyprawa do lasu to prawdziwa namiastka dziecięcej swobody, choćby w tygodniu pracy. Pamiętacie o kulturze na spacerze?
Długo się zastanawiałam, czy przypadkiem o tych śmieciach to zbytni truizm, czy wcale nie. I doszłam do wniosku, że nie kwestia nieśmiecenia jest tu sporna tylko… tego, jak śmiecie zdefiniujemy. I śmiecenie. Serio. Bo plastikowa butelka, szeleszczące sreberko po wafelku, jednorazowa pielucha – to raczej oczywiste. Ale już niedopałek papierosa? Przecież „każdy” to rzuca na ziemię, nawet w mieście. Ot, trochę gąbki, papieru i liści – rozłoży się. Tak samo „rozłoży się” chusteczka higieniczna. A szklane butelki są ekologiczne, bo nie rozkładają się i nie uwalniają żadnych trujących związków do przyrody. Więc można je bez obaw porzucić w trawie. Wchłoną się chyba w glebę.
Nie chodzi o biodegradowalność
Jest ona oczywiście ważna z punktu widzenia ekologii i dbałości o czystość środowiska. Ale z perspektywy kultury na spacerze ważne jest nie to, ile coś poleży zanim zostanie rozłożone przez siły natury na czynniki pierwsze. Istotne jest to, że coś w ogóle leży.
Chodząc po lesie, dbamy o wszystkie nasze przyległości tak, aby się przypadkiem nie zgubiły: od dzieci i psów począwszy, na papierkach, chusteczkach i nagłych potrzebach kończąc. Tak, to ostatnie, choć charakterystyczne dla miesięcy letnich, przydarza nam się również podczas jesiennych spacerów. A skoro uczymy się już powoli, jako społeczeństwo, noszenia przy sobie torebek na psie odchody, czemu tak samo nie zadbać o te własne? I tak: te, które opuściły ciała naszych dzieci, też są nasze.
Jak u siebie
Las to czyjś dom. Dlatego kultura na spacerze to nie fanaberia, tylko sposób okazywania szacunku. Sobie, innym. I tym, którzy las zamieszkują. Dobrze jest tak na to patrzeć, wtedy nie przyjdzie nam do głowy nadmierne hałasowanie, zbaczanie ze ścieżek czy straszenie leśnych zwierząt. One mają prawo do spokoju. Warto tego samego uczyć dzieci – już od najmłodszych lat.
A skoro przy dzieciach jesteśmy: szacunek dla zwierząt obejmuje także znajomość ich podstawowych zwyczajów. I niekrzywdzenie ich. Gonienie, łapanie, nie wspominając o kłusownictwie – pewnie to oczywiste, czemu są niewskazane. Ale krzywdzeniem jest również dawanie zwierzakom na przykład czekolady. Albo składników, których ich organizm nie trawi. Czy zmuszanie ich do opuszczania gniazd lub kryjówek.
Wszystkich, czyli niczyj
No tak, ale las w sumie jest niczyj, bo nie ma gospodarza. Na tym właśnie może polegać problem. Na niemal 30% powierzchni kraju, którą stanowią lasy, to my sami jesteśmy gospodarzami. My wszyscy. Którzy zlecamy opiekę bezpośrednią nad terenami zadrzewionymi zarządcom lasu. Czyli sami się troszczyć o nie nie musimy. I dlatego czujemy, że jest to teren niczyj. Taki, na którym wszystko wolno.
Być może nasza przyszłość to lasy reglamentowane. Tak, jak obecnie w USA albo u nas już gdzieniegdzie w okolicach autostrad. Lasy odgradzane siatkami, drutami, ogrodzeniami. Mając chronić leśne zwierzaki przed wtargnięciem na jezdnię, ale tak naprawdę, najbardziej chronią je przed ludźmi. I zmieniają przy tym lasy w rezerwaty lub parki: kontrolowane, ogrodzone, o ściśle wyznaczonych parametrach skupiska drzew.
W skrócie: kultura na spacerze, ta elementarna, może pomóc nam zachować lasy także dla nas. Dla dzieciaków. Na potrzeby wycieczek, zbierania kasztanów i kolorowych liści. Na jesienne pikniki. Ale musimy nauczyć się zostawiać las w takim stanie, w jakim go zastaliśmy. Ani brudniejszym, ani uboższym. Ani z przestraszonymi lub pokaleczonymi mieszkańcami. Najlepiej: taki, do jakiego chcielibyśmy, aby za kilkanaście lat mogły udać się nasze dzieci, żeby odpocząć w ciszy po intensywnym dniu pięcia się po szczeblach kariery i osobistych sukcesów.