O nieobyciu

nieobycie w autobusie

Dokładnie jak w tytule

– Zadzwonię do mamy.

– Nie, no co ty, obudzisz ją, jest 6.30.

– Nieee, na pewno nie śpi. Halo? Cześć, no siedzimy już w autobusie, zaraz będziemy ruszać, dużo ludzi jest… obudziłam cię? Nieee, pytam czy cię obudziłam, bo chyba za wcześnie dzwonię. No popatrz, to nie sądziłam, że mogę kiedyś wstać przed tobą. Aaaa. No to nie przeszkadzam, śpij dalej, pa! [zmiana adresata] Ty wiesz, że ją obudziłam? Kto by pomyślał?

***

– Jak tylko wysiądziemy, to popilnujesz bagaży, a ja z Pauliną pójdziemy kupić szmatkę, bo…

– Jaką szmatkę?

– No taką, co do chrztu matka chrzestna ma trzymać.

– …?

– No takie małe szmatki zawsze się kupuje, one są na chrzest potrzebne. A koło dworca to zawsze więcej sklepów z takimi drobiazgami niż potem gdzieś przy kwaterach.

***

– O, jaki ładny, to jego pies?

– Tak.

– I jak się nazywa, Ciri? To od czego to?

 

Wszystko w czasie jednej podróży, w jednym autokarze, w wykonaniu jednej osoby. Właściwie to nawet relacja na gorąco, sprzed chwili. I do celu została nam jeszcze połowa z przewidzianych czterech godzin. A ja, głuptas, zapomniałam słuchawek.

Fakt, zdecydowanie rzadziej podróżuję autobusami od kiedy skończyły się studia i comiesięczne podróże do rodziców i rodzinnego miasta. To chyba stąd to moje niewybaczalne i beztroskie nieobycie.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn