Zatrudnianie „po znajomości”, bo „kogoś znamy”, nie cieszy się dobrą sławą. Sprawdźmy dlaczego. Bo przecież jednocześnie wolimy pracować z ludźmi, o których coś już wcześniej wiemy. I lubimy zatrudniać takich, za których ktoś poręczył.
Za te negatywne skojarzenia odpowiada nasze lenistwo… poznawcze. Łatwiej dopasować do cudzych sformułowań wypracowane już i bliskie nam znaczenia, niż zastanawiać się, co autor miał na myśli.
Znajomość znajomości nierówna
„Ale trafiłaś tam po znajomości?” – pytamy i domyślnie kiwamy głową. Być może myśląc jednocześnie: „to przecież jasne, nie da się tam inaczej dostać” lub „nie ma sprawiedliwości na tym świecie”. Zatrudnianie „po znajomości” kojarzy nam się z bliską, interesowną relacją, z której profitem jest uzyskany właśnie etat. Być może z relacją o podtekście erotycznym. Albo z rodzinną relacją, która sprawia, że zatrudniony został kuzyn lub bratanek prezesa (rzadziej najlepszy kolega z podwórka), a nie specjalista z wolnego rynku.
Tak bywa. Ale bywa i tak, że znajomość ma charakter czysto zawodowy. To wtedy, gdy zdarza nam się szepnąć dobre słowo w trakcie trwającej właśnie rekrutacji na temat koleżanki, z którą dobrze pracowało się w poprzedniej pracy. Albo gdy, obejmując nowe stanowisko, widzimy dokładnie osobę na miejsce naszej osobistej asystentki. Widzimy, bo znamy taką osobę i trudno nam się obyć bez jej kompetencji. Czasem znamy czyjeś umiejętności z całkiem innych środowisk, np. talent kolegi do organizowania wspólnych wypadów za miasto lub literacki sznyt koleżanki. I wiemy prawie na pewno, jak wykorzystać je i rozwinąć w naszej firmie.
Przywilej czy odpowiedzialność?
Polecając kogoś na dane stanowisko, świadczymy swoim nazwiskiem, renomą, doświadczeniem zawodowym. Jeżeli zatrudniona osoba nie sprawdzi się w danej pracy, jak myślisz, jak chętnie przyjęta zostanie kolejna z Twojego polecenia? Pomijając fakt, że chcąc wyrządzić koledze przysługę, warto rozważyć, czy sami nie ucierpimy na jego zatrudnieniu. Pewnie i Ty znasz osoby, za którymi przepadasz i nieba byś im przychylił, ale za żadne skarby nie chciałbyś musieć polegać na nich w pracy. A często sami się na takie sytuacje skazujemy, szczególnie jako młodzi specjaliści.
Całkiem inaczej jest, gdy jesteś szefem wszystkich szefów i nie ty musisz się martwić, jak dana osoba sprawdzi się na swoim stanowisku. Chcesz oddać przysługę dawnej koleżance, więc udajesz się do kadr i mówisz, że pan taki i taki od przyszłego tygodnia rozpoczyna u Was płatny staż. Nie musisz tłumaczyć, kto to, dlaczego, martwić się, kto przydzieli mu obowiązki, albo o program stażowy, którego nie macie.
Ale i w tym komfortowym położeniu dobrze, aby towarzyszył Ci instynkt profesjonalisty. Szef, który zatrudnia wyłącznie „po znajomości”, bez względu na kompetencje lub ich brak, to nie jest szef, którego się szanuje. Zwykle nie jest to też szef, dla którego warto się starać. I stawiać dobro firmy na pierwszym miejscu, skoro on nie stawia.
Stawiaj na znajomości
„Bardzo dobrze pisze”, „to najwłaściwsza osoba na to miejsce”, „nikt nie przebije jej szkoleń” – to tylko kilka określeń, którymi mnie polecano do pracy lub moim przyszłym klientom. Polecano „po znajomości” oczywiście, na podstawie wcześniejszych doświadczeń we wspólnej pracy. Jestem z nich bardzo dumna, bo świadczą o mnie często lepiej niż tona dokumentów, które mogłabym przedstawić. W biznesie takie polecenia „po znajomości” mają nawet swoją profesjonalną nazwę. To referencje. Zbieraj ich jak najwięcej, ale przede wszystkim – kolekcjonuj znajomości. Różnego typu, bo nigdy nie wiesz, z której strony przyjdzie propozycja pracy marzeń. Być może takiej, o której sama dotąd nie pomyślałaś.