…czyli o tytułach zwyczajowych
– Czy zastałam panią doktor xxx?
– Jaką?
– xxx
– To, proszę pani, nie jest doktor, ona jest magistrem
– No dobrze, to nie ma w końcu takiego dużego znaczenia, czy ją zastałam?
– Nie, no to jednak ma znaczenie, jest terapeutą
…
Tą złą byłam ja. Czyli tą stroną, która przekonywała, że tytuł nie ma zbyt wielkiego znaczenia (złą, bo w lekkim zniecierpliwieniu podałam w wątpliwość wagę tego, co nadawca pokazał mi jako ważne dla siebie). A nie miał znaczenia – w tym wypadku oczywiście – bo po pierwsze chciałam tylko dotrzeć do konkretnej osoby, tytuł był tylko uzupełnieniem nazwiska, a po drugie zastosowałam tytuł zwyczajowy. Ten sposób zwracania się do innych pełni funkcję grzecznościową, zazwyczaj ma za zadanie pokazać nasz szacunek dla odbiorcy lub tytułowanej osoby poprzez wywyższenie jej pozycji. Szczególnie ważne jest to w wypadkach, gdy nie znamy osoby, do której się zwracamy lub o niej mówimy, gdy widzimy ją po raz pierwszy albo po prostu nie wiemy o niej za wiele.
Tytułomania
Tytuły zwyczajowe to element naszej (nie tylko) polskiej tytułomanii. Lubimy dookreślać innych i/lub siebie, dodając nazwy pełnionych funkcji, tytuł naukowy czy honorowy. Nie lubimy „po nazwisku” i często uważamy, że samo imię i nazwisko to za mało, czymś je trzeba okrasić.
Jeżeli znamy tytuł/stanowisko danej osoby – nie ma żadnego problemu, swobodnie nim szafujemy, czasem nawet zbyt swobodnie, co prowadzi do przegrzecznienia i karykaturalnych wypowiedzi (Szanowny Panie Profesorze, piszę z pytaniem, czy zechce Pan Profesor… Bardzo liczymy na pozytywną odpowiedź Pana Profesora). Kiedy stanowiska nie znamy, ale znamy środowisko – też jest dość łatwo: celujemy z tytułem wyżej, na wszelki wypadek, żeby nikogo nie urazić. Czyli o naukowcu: profesor, o przypuszczalnym seminarzyście czy wikarym: ksiądz, o terapeucie, lekarzu: doktor.
Tytuły zwyczajowe
No właśnie, różnica zdań z zajawki artykułu wynika z faktu, że co innego każde z nas miało na myśli. Pytając „czy zastałam panią doktor xxx”, ja potrzebowałam po prostu dodać „coś” do nazwiska, dodałam więc szyty nieco na wyrost tytuł zwyczajowy. Pani po drugiej stronie stanęła w obronie zasady „nazywajmy rzeczy (i ludzi) po imieniu”, czyli zaleciła mi trzymanie się adekwatnej nazwy zawodu, wykonywanego przez poszukiwaną przeze mnie panią.
Tytuły zawodowe mają jednak to do siebie, że zwykle dobrze wyglądają jedynie na dokumentach, zwłaszcza na dyplomach. I rzadko brzmią dobrze. Nie mówimy przecież do farmaceuty z tytułem technika: „pani technik, potrzebuję porady”. A do wykładowcy z tytułem (zawodowym) magistra nie zwracamy się: „pani magister”. No może z jednym wyjątkiem: gdy chcemy podkreślić świeżo zdobyty tytuł.
„Pani magister” mówimy zaś zwyczajowo do farmaceutki właśnie, podkreślając tym samym jej profesjonalizm i potrzebę nazwania inaczej niż zwyczajną „panią”, wyodrębnienia z tłumu innych dorosłych, nieznajomych nam osób. Podobnie do lekarzy, fizjoterapeutów, terapeutów i przedstawicieli wielu innych zawodów medycznych mówimy zwyczajowo: „panie doktorze/pani doktor”. Zdarzyło się wam spytać kiedyś o „pana lekarza Pawła Nowaka”?
Zwyczajowo nadużywane
Pozornie taka tytulatura honoryfikatywna nie ma wiele wspólnego z „szefowo”, „kierowniczko” czy „szefie”, które zdarza nam się usłyszeć przy parkowaniu samochodu wraz z ofertą „popilnowania”. Albo przy okazji prośby o parę złotych. W praktyce jednak chodzi o to samo. Podkreślamy szacunek do odbiorcy i jego pozycji względem naszej własnej. Zgodnie z jedną z kluczowych strategii grzecznościowych wywyższamy znaczenie takiej osoby i podnosimy jej godność. I wcale nie umniejszamy tym pozycji własnej (no, może przypadku parkingu i paru złotych jest inaczej – ale nie same tytuły są temu winne).
To, że mówimy do kogoś „doktorze”, choć wiem, że nie ma takiego tytułu, w niczym nam nie ubliża. Wręcz przeciwnie, jest konwenansem, którego znajomość świadczy o naszym obyciu. A z funkcjonalnego punktu widzenia z pewnością jest sporym ułatwieniem. W końcu ile musiałabym się nasprawdzać i naszukać przed telefonem do poradni, aby zapytać o odpowiednią „panią terapeutkę ręki”, „pana fizjoterapeutę” lub „pana logopedę”. Dziękuję, poziom trudności z zapamiętaniem i poprawnym wypowiedzeniem imienia i nazwiska jak dla mnie – jest całkiem wystarczający.