Gratis, nie śmieć

śmieciowy gratis

„Przy zakupie 2 paczek karmy, zabawka dla kota gratis”. „Odkryj książkę przepisów, którą bezpłatnie dołączyliśmy do naszego piekarnika”. „Tylko dziś do każdego kupionego kosmetyku torba gratis”.

Fajnie jest dostawać bezpłatne dodatki. Gratisy. Drobiazgi w prezencie, w podziękowaniu za zakup. Pod warunkiem, że upominek potwierdza jakość zakupu i obsługi, a nie zaprzecza im. Poniżej kilka kategorii „gratisów”, które powinny zniknąć.

Na odczepnego

Dostajemy coś bezpłatnie, ale czy wnosi to coś do naszego życia? Albo przynajmniej go nie psuje? Książeczka dla dziecka, w której roi się od literówek, zabawna wywieszka na drzwi, która wygląda jak drukowana na domowej atramentówce, ebook z przepisami, w których ktoś pomylił proporcje, a części składników nie sposób dostać na rynku.

Skoro już dodajemy tego typu gratis do produktu, warto pamiętać, że pracuje on na reputację przedmiotu, do którego go dołączamy, oferowanej marki i firmy/osoby, która obsługuje proces sprzedaży. Miło znaleźć książkę przepisów dołączoną do mikrofalówki. Ale niech będzie po polsku, na papierze grubszym niż bibuła i zawiera bardziej wyrafinowane propozycje niż podgrzanie mleka. A jeżeli już praktyczny gadżet – to może jednak nie przedpotopowa podkładka na mysz (używacie?), której nie wyjmiemy nigdzie nawet, gdy będzie okazja – z uwagi na gigalogo ofiarodawcy.

Śmieci nie do odrzucenia

„Maaaaamoooooo, ale tam jest Świnka Peppa!”, „McQueen!”, „Prawdziwy batmobil!” – tak się jakoś składa, że z tego rodzaju okrzykami kojarzy mi się kategoria gratisów, które nie zdążą nawet być rzucone w kąt. Nie zdążą, bo już przy rozrywaniu folii śwince odpadnie głowa, model McQueena okaże się nie do złożenia, bo ktoś zapomniał o mocowaniu kół, a batmobil jest z kategorii „zrób to sam” i dopiero z instrukcji wewnątrz pisemka dowiadujemy się, że do jego wyprodukowania trzeba mieć jeszcze chlorek potasu, nietoksyczne barwniki i dużego ziemniaka.

W dodatku, gdy rozemocjonowany trzylatek już-już, trzyma wymarzone pisemko w ręku, ze zgrozą stwierdzamy, że akurat w tym egzemplarzu dodana gratis zabawka jest połamana/zgnieciona/nie ma jednego oka. Uprzejmie prosimy więc pana sprzedawcę o wymienienie na inny egzemplarz, a on równie uprzejmie rozkłada ręce mówiąc, że to niestety ostatnia sztuka…

W prasie dla dorosłych moda na śmieciogadżety chyba minęła. Nie minęła natomiast we wszelkich klubach wysyłkowych, abonamentowych systemach zakupowych czy subskrypcjach. W takich miejscach nadal możemy zdobyć „praktyczną kosmetyczkę na zamek”, której nigdy nie użyjemy, poręczną myjkę do samochodu, którego nie mamy lub modną smycz dla psa – dla kota na pewno też się nada, myślimy. A propos psa…

…psu na budę!

Czyli antypersonalizacja. Kupujesz nabiał bez laktozy, a w gratisie dostajesz do degustacji nowy, pełnomleczny ser. Wychodzisz od dentysty, a na osłodę jakże słonego rachunku dostajesz… cukierka. Nabywacie ubranka dla trzyletniego syna, a gratis są dziewczęce skarpetki dla noworodka. Sabotaż to czy talizman?

Dopiero od kilku lat obserwuję coraz częstszą rozwagę w przyjmowaniu tego typu gratisów. Wcześniej doświadczenia ekonomii niedoboru sprawiały, że odmówienie tego, co dodatkowe, bezpłatne, urastało niemal do rangi świętokradztwa. Dziś coraz częściej odchodzimy od brania do ręki wszystkiego, co się nam do niej wciska. Zdarza mi się słyszeć: „a co mogę wybrać?” lub „ja podziękuję za prezent, nie przyda mi się”. Coraz częściej też firmy idą po rozum do głowy. Wyczuwają, że społeczeństwo powoli wysyciło się rzeczami, posiadaniem i że gratyfikacja niematerialna, bez fizycznego rekwizytu może być cieplej przyjęta.

A może…

…więcej dyskrecji w sprawie gratisów? Odrobina zaskoczenia? Działanie zamiast mówienia? Można przecież nie krzyczeć z plakatów: „ebook w prezencie!”, tylko dyskretnie umieścić go w opakowaniu? Może pozwolić rozejść się wieściom drogą szeptaną? Sprawić, by klient mile się zaskoczył? Najlepsze wrażenia, o których zdarzyło mi się słyszeć od zadowolonych klientów, dotyczą takich właśnie dyskretnych wartości dodanych.

Czyli: rozpakowuję nowe słuchawki, a tam solidnie wykonane, estetyczne etui. Zamawiam przesyłkę, a opakowanie wygląda jak prezent urodzinowy z dziecięcych marzeń. Znajduję irchowy arkusik do czyszczenia biżuterii w pudełeczku, a czasem – bilecik z odręcznie napisanymi podziękowaniami za zakup. Coś, czego się nie spodziewamy. Niekoniecznie drogie, ale dobrej jakości, wykonane z sercem, z zaangażowaniem. Coś, co miło nas zaskoczyło, bo nikt nie trąbił: „wyjątkowy notatnik w prezencie”! A my, jako klienci, nie zdążyliśmy zbudować oczekiwań wobec przyjemnego prezentu, zanim skonfrontowaliśmy się z rzeczywistością.

Oczywiście pod warunkiem, że notatnik gratis nie okaże się przezroczystym bloczkiem wiotkich kartek, w którym połowę przestrzeni do pisania zabrało wielkie logo reklamującej się firmy.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Follow by Email
Facebook
Facebook
LinkedIn