Bywa, że tak się garniemy do pomocy innym, że przez myśl nam nie przejdzie, że może ona być niepożądana. Tymczasem upewnienie się, że nasza pomoc jest potrzebna, ma nie tylko wymiar praktyczny. Dlatego zawsze zapytaj, czy możesz pomóc.
I wcale nie chodzi tutaj o pochodzące ze handlowego profesjolektu zwyczajowe „W czym mogę pomóc?” (które, swoją drogą, może przybrać postać pytania retorycznego, czyli takiego, na które odpowiedzi się nie oczekuje;).
A może on wcale nie chce…?
Chodzi o zapytanie o zgodę na pomoc, na które odpowiedzi powinniśmy oczekiwać i bez niej – twierdzącej – nie narzucać się z inicjatywą. Najlepiej widoczne jest to w wypadku kodeksów zachowań wobec osób z niepełnosprawnościami. Często chętnie demonstrujących swoją autonomię, ćwiczących samodzielność w sytuacjach społecznych lub zwyczajnie niechętnych „specjalnemu traktowaniu”. Na przykład kiedy osoba na wózku stoi przy przejściu dla pieszych, nie zawsze oznacza to, że chce dostać się na drugą stronę ulicy. Tobie nie zdarza się nigdy zawiesić i namyślać się tuż przed przejściem? A potem zmienić zdanie?
Podobnie, gdy ktoś poruszający się na wózku lub o kulach zatrzymuje się przed schodami. Jeżeli będzie potrzebował wsparcia, na pewno to poznasz. Usłyszysz pytanie lub zobaczysz zachęcający do kontaktu wzrok. A może ta osoba po prostu mierzy siły przed pokonaniem przeszkody? Przygotowuje się do związanego z wspinaczką wysiłku. Albo ustawia się w dogodnej pozycji? I nie ma to nic wspólnego z zawahaniem. Dlatego zanim ochoczo chwycisz ją pod ramię (i dziarsko ruszysz z kulami pod pachą), zapytaj, czy możesz pomóc.
Sama nie znaczy: bezradna
Analogicznie, nie każda mama pchająca wózek z dzieckiem potrzebuje i oczekuje pomocy. Kiedy zbliża się do schodów w przestrzeni publicznej, powstrzymaj się przed demonstracją swojej siły i stanowczym chwytem za przednią oś wózka. Są kobiety, które pewnie czują się tylko wtedy, kiedy to one same mogą znieść pojazd z pociechą na dół. Albo takie, które wypracowały odpowiednią technikę i traktują to jako spontaniczną aktywność ruchową. No i wreszcie: co z tymi, które rozmyślą się w ostatniej chwili i ostro wykręcą przed samymi schodami, zawracając?
Co innego, gdy zapytasz o to, czy Twoja pomoc jest potrzebna. Nawet jeśli nie, często zarobisz promienny uśmiech. Lub serdeczne podziękowanie, bo to w końcu zawsze miło doświadczyć takiej kurtuazji. Osobiście uwielbiam tę w wydaniu londyńskim, gdzie pozbawione wind tunele metra (nic dziwnego, pochodzi z XIX wieku!) wykształciły w społeczeństwie powszechną chęć pomocy. I w zasadzie każdy przechodzący gentleman zatrzymuje się w biegu, by spytać z tym ujmującym akcentem: „May I help you, please?”. No właśnie, pytają! I czekają na zgodę. I Ty zapytaj, czy możesz pomóc. Nawet jeśli nie aspirujesz do roli brytyjskiego gentlemana.
Pozwól się uczyć
Albo – który rodzic tego nie zna: młode drepcze po schodach, ale nie tak, jak się dreptać powinno. Na przykład nie noga za nogą tylko na krzyż. Albo z dala od poręczy i chwieje się na każdym stopniu. Albo ćwiczy chodzenie na palcach właśnie wtedy, kiedy mogłoby się nieco pospieszyć. W dodatku, gdy zasmakuje w chodzeniu po schodach, może chodzić i chodzić, bez końca. Aż korci, żeby wziąć na ręce (cóż z tego, że dobija do 15 kg) i przyspieszyć proces. „Pomóc”. Tylko komu?
Ta sytuacja, podobnie jak powyższe, wcale nie dotyczy niesienia pomocy potrzebującym. Dotyczy spełniania naszych (wcale nie mniej ważnych) potrzeb. Potrzeby bycia potrzebnym, społecznie przystosowanym, postrzeganym jako osoba życzliwa, pomocna, empatyczna. A w przypadku dziecka – może to być także potrzeba budowania samopostrzegania siebie jako osoby sprawczej i aktywnej. Przecież o tyle szybciej będzie, gdy weźmiesz na ręce i przeniesiesz, zamiast wlec się noga za nogą i czekać aż młoda „ja siama”.
Nie ma nic złego w tym, że tak czujesz. Ani w tym, że czasem zastosujesz środki przymusu (w tej ostatniej sytuacji, no bo czasem naprawdę trzeba się pospieszyć). Ale zawsze pamiętaj o tym, że inni mają prawo do autonomii i samostanowienia. Dziecko też, i dlatego warto mu często pozwalać decydować i próbować „samemu”, szczególnie w błahych kwestiach. I je także pytać o zgodę na udzielenie pomocy. Oraz zaakceptować, że może jej nie udzielić. Nie tylko unikniesz awantury, ale też pokażesz młodemu, że jest ważne, że jego zdanie się liczy. I innych też. Na przykład Twoje. Dlatego nawet gdy mowa o Twoim własnym dziecku: też zapytaj, czy możesz pomóc.