Anna Lewandowska ubrała się stosownie do okazji, a Donald Tusk czeka w zwykłej kolejce na poczcie.
Co za dzień! Co za news! A konkretnie: newsy i dni, bo mowa o dwóch różnych tekstach, opublikowanych w mediach internetowych w ciągu ostatnich kilkunastu dni. Tekstach przełomowych, sensacyjnych… potrzebnych.
Żenujące doniesienia
No tak, oczywiście powinno być nam trochę smutno, że portal plotkarski uznał za godny uwagi fakt, że znana osoba jest w stanie uszanować obcą kulturę religijną. I robi sobie zdjęcie w stroju godnym okoliczności. Bo o tym był pierwszy news: jak to Anna Lewandowska zwiedzała Wielki Meczet Szejka Zayeda w Abu Zabi. A do pamiątkowej fotografii pozowała w stroju tradycyjnie zakrywającym ciało i włosy. Czyli tak, jak należy.
Moglibyśmy też wyrazić ubolewanie nad tym, że poważne – zdawałoby się – medium informacyjne, z niedowierzaniem informuje o przejawie kultury osobistej Donalda Tuska. Udał się on po odbiór przesyłki pocztowej w sopockim urzędzie i… czekał w kolejce. Jak zwykły obywatel. Portal donosi jednak, że zdania internautów na ten temat są podzielone.
Sensacje, reakcje, odsłony
Oczywiście: celem obu tekstów jest prowokacja. To, aby pod artykułami rozgorzała dyskusja, najlepiej w tonie: „a to obłudnica”, „udaje takiego skromnego” vs. „ta to się umie zachować” i „za to go właśnie lubię, że nie gwiazdorzy”. Ach, no i jeszcze podejrzenie medialnej „ustawki”, zasugerowane w treści artykułu o Donaldzie Tusku. W obu wypadkach prowokacje udane, pod pierwszym tekstem komentarzy 50, pod drugim – kilkaset. Ciekawe, ile reklam udało się wcisnąć każdemu z komentujących zaciekle lub nieco mniej.
Ależ tu spraw do skomentowania, do shejtowania, do krytycznej analizy.
A ile dobrego!
Ale dla odmiany, zamiast się czepiać, zwróćmy uwagę na pozytywny aspekt takich publikacji. Nawet jeżeli z przekąsem, z ironią, nawet, jeśli jedynie dla prowokacji – to piszą o prawdziwych pozytywach! O zachowaniach takich, jakich można by sobie życzyć (choć pamiętam, „zdania internautów są podzielone”). Takich, z których można być dumnym, że promują je osoby rozpoznawane i dają dobry przykład. Takich, które wystawiają nam, jako narodowi, dobre świadectwo kulturalnego zachowania.
Jak często czytacie w mediach – dowolnego typu – o pozytywach? Ja – zdecydowanie zbyt rzadko. Na jedno doniesienie w rodzaju „dzielni strażacy przez 6 godzin ratowali kotka” lub „polscy programiści w światowej czołówce” przypada kilkadziesiąt, informujących o tym co złe, niedopuszczalne, patologiczne. Nic nowego, w mediach sprzedają się przecież: krew, seks i pieniądze. Czyli sensacja i szok wywoływany w czytelnikach. I nie bez powodu: negativity bias to dość dobrze zbadane zjawisko w ramach naszej percepcji. Polega na preferowaniu przez odbiorców treści budzących negatywne emocje. A skoro takie preferujemy, to jakie niby miałyby nam serwować media na rynku pluralistycznym, otwartym na konkurencję i na krótki cykl życia produktu?
Zdrowa awangarda
To teraz: ilu z Was zdarza się oglądać dla relaksu filmiki ze słodkimi zwierzakami albo – w zależności od indywidualnych preferencji – ze śmiejącymi się, rozkosznymi bobasami? Ewentualnie: relacje ze sportów terenowych albo inne filmiki, na których ktoś po prostu dobrze się bawi lub przyjemnie spędza czas. Tak pozytywne, że aż nie do zniesienia. A jednak. Dla równowagi potrzebujemy i tego. I dla „odmóżdżenia”.
Ale potrzebujemy ich i w bardziej poważnych celach, z których trudno sobie zdać sprawę. W zasadzie głównie po dzieciach widać, jak bardzo to, co oglądają, wpływa na ich zachowanie, sposób percepcji i rozumienia świata. Na nas też wpływa to, co oglądamy. I to, jak jest to przedstawiane. Na nasze reakcje, poziom zadowolenia z życia, samoocenę, interakcje z ludźmi. Dobrze jest otaczać się pozytywnymi przekazami (i nie chodzi o spłycone „afirmowanie świata”), bo one zmieniają naszą perspektywę na inną, lepszą. Sprawiają, że myślimy pozytywami. Wpływają na naszą sferę neurolingwistyczną, na poziom i rodzaj naszych emocji. Wzbogacają nas. Nawet, jeżeli tylko w dobry nastrój, wywołany turlaniem się kudłatej kulki – to warto! Nie ma za co z tym zdjęciem.
Warto też:
– zagrać w starą grę Pollyanny, i poszukać, choćby na siłę, pozytywów we wszystkim, co oglądamy i w czym uczestniczymy
– sięgnąć do streamów wiadomości prezentowanych w nurcie positivity bias, jak Good News Network czy Dobre Wiadomości
– uświadomić sobie, czy opisana w szyderczym tonie oczywistość jest rzeczywiście taka oczywista. Wiecie, że w naszym swojskim kościele też obowiązują dość konkretne zasady, związane z ubiorem?