Po tym, co wielu z nas słyszało w szkole, można by odpowiedzieć: „na pewno nie pazurem”. Jako dorośli, warto, abyśmy znali wagę drobiazgu, jakim jest elegancki długopis.
Owszem, życie zawodowe wielu z nas (a w jeszcze większym stopniu – towarzyskie) coraz rzadziej wymaga umiejętności ręcznego pisania. Posługujemy się klawiaturami: komputera, telefonu, tabletu, albo nawet obywamy bez nich. Coraz chętniej dyktujemy notatki głosowe i korzystamy z coraz bardziej zaawansowanych systemów rozpoznawania mowy.
Coraz rzadziej wysyłamy kartki i piszemy listy. I gdyby nie urzędowe wymogi, zapomnielibyśmy chętnie o tym, że odręczny podpis pod każdym pismem – to konieczność. A przecież i to się zmienia, szczególnie w dobie społecznej izolacji – coraz więcej mamy możliwości, aby papierologię załatwić bez wychodzenia z domu. Coraz trudniej uwierzyć, że jeszcze niedawno elegancki długopis był nieodłącznym atrybutem człowieka z klasą.
Po co nam więc długopisy?
A jednak wielu (a szczególnie: wiele) z nas, ma przy sobie pisadło lub kilka (choć niekoniecznie jest wśród nich choć jeden elegancki długopis). Przydaje się ten niepozorny rekwizyt w całkiem zaskakujących sytuacjach. Na przykład do podpisania lukratywnej umowy. Na egzaminie lub w urzędzie, gdzie akurat pechowo w użyciu są wszystkie lokalne (i wyjątkowo mało eleganckie) długopisy na sznurkach i sprężynkach.
Szukamy ich też gorączkowo na okazję wypełnienia kuponu toto-lotka, gdy na widok napisu „Kumulacja 20 000 000 zł” zadziała zasada impulsu. Albo kiedy o długopis poprosi nas jakaś Ważna Osoba, a my zapłacilibyśmy wiele, żeby mieć akurat przy sobie jakiekolwiek eleganckie narzędzie, którego z satysfakcją i lekką nonszalancją możemy jej użyczyć. Długopis, całkiem nieoczekiwanie przydaje się też w takiej pracy jak moja: kiedy dużo mówimy, dyskutujemy czy prezentujemy. Nie tylko może służyć za awaryjny wskaźnik, ale też jako rekwizyt w sytuacjach, gdy nie wiemy, czym zająć ręce. Albo chcemy dodać swojej gestykulacji nieco wyrafinowania.
Pokaż swój długopis, a powiem Ci…
Umówmy się: wieczne pióro, jakkolwiek pozostaje szczytem elegancji i prestiżu, jest w dzisiejszych czasach raczej archaizmem. A może luksusem? I nie chodzi o cenę, choć oczywiście są stalówki w cenie naprawdę dobrych samochodów.
Luksus, o którym piszę, wiąże się raczej z czasem i precyzją. Na używanie pióra na co dzień mogą sobie bowiem pozwolić głównie ci, którzy pracują w skupieniu i spokoju, przy biurku lub przynajmniej na solidnej, twardej nawierzchni. A najlepiej w osobistym gabinecie, gdzie szlachetne narzędzie może mieć swoje własne miejsce, w które odłożymy je po użyciu. Nie żadne tam hot deski ani tymczasowe pseudobiuro, do którego czasem trudno zawitać na choćby pół godziny dziennie w przerwie między spotkaniami, na które jesteśmy targami po całej firmie.
No i – piórem trzeba umieć pisać. Sama tej szlachetnej umiejętności nie posiadłam do dziś, ale kiedyś w końcu znajdę czas, żeby zawitać na dłużej w Domu Kaligrafii. W każdym razie – na początek sprawdź, czym piszesz. Nie musi to być wiekowy Mont Blanc wysadzany diamentami. Wystarczy długopis: wygodny, dobrze leżący w dłoni, ładnie piszący (najlepiej na ciemnoniebiesko). Koniecznie niepogryziony, kompletny, czysty. Jeżeli jest gadżetem reklamowym – dobrze, aby nie był z tandetnego plastiku i w przypadkowych kolorach. To zresztą zwykle idzie w parze z brakiem komfortu pisania i nieładnym śladem. Elegancki długopis to taki, którego nie wstydziłbyś się podać głowie państwa. Zadbaj o niego, bo niby czemu siebie miałbyś traktować gorzej?