Jak łatwo (i w jakże złym tonie) jest poprawiać tych, nad którymi górujemy. Nie łudźmy się: tylko tym, że uczymy się języka od dziesięcioleci, podczas gdy oni – od tygodni.
– Czy zaberać, czy zostawić?
– „Czy można zabrać”. Tak, proszę zabierać.
– Dobrze, pani, dzękuje.
Mam nadzieję, że rzadko zdarza Wam się obserwować takie publiczne misje dydaktyczne, które zdają się przyświecać pewnym ludziom. Pouczanie osób dorosłych jest nietaktowne i nieuprzejme. Nie wspominając już o tym, że zgodnie z zasadą, najłatwiej jest dostrzec „źdźbło w cudzym oku”.
Są oczywiście wyjątki. Tacy jak ja uczą innych dorosłych, choć zdajemy sobie sprawę, że nigdy nie posiądziemy pełnej wiedzy w naszej dziedzinie. Nie da się, choć bezustanne uczenie się to już nasz styl życia. Ale pouczanie przez nauczycieli, trenerów, wykładowców dzieje się w sytuacji dydaktycznej. I to najczęściej takiej, na którą dorosły sam się zdecydował. I sam żąda uczenia go. Tak samo, jak ja, gdy uczestniczę w warsztatach doszkalających, seminariach, szkoleniach – jako uczestnik. Gdyby prowadzący ani razu nie poprawił tego co robię, nie skorygował mnie, jaki właściwie pożytek wyniosłabym z tych wydarzeń?
Człowiek w stresie się nie uczy
Co innego człowiek w pracy, który niedawno przyjechał do obcego kraju, żeby tu zarabiać na życie. Czasem z Szanghaju, czasem z Nigerii, a czasami z Ukrainy. Obcokrajowiec, który mówi po polsku, ale nie perfekcyjnie (a Wy mówicie bezbłędnie?). Którego stresuje pewnie wiele aspektów nowego życia. A „połajanki” i „uwagi poprawnościowe”, wygłaszane z wyższością przez „obytych” Klientów na pewno ich sytuacji nie polepszają.
Skąd wiem, że z wyższością?
A zastanów się, w jaki sposób zwróciłbyś uwagę na oczywisty błąd, popełniany przez szefa czy najlepszą przyjaciółkę? Kogoś, kogo szanujesz i komu w dobrej wierze chcesz pomóc. Wierzę, że nie protekcjonalnym tonem, nie poprawiając z naciskiem przekręconą frazę, i na pewno nie tak, żeby słyszało całe otoczenie: głośno, z przesadną dykcją.
Każde zwrócenie uwagi, każda krytyka stresuje. Szczególnie młodych ludzi, rozpoczynających dopiero pracę w obcym kraju, nie porozumiewających się jeszcze swobodnie w nowym języku. A „nauczanie” w stresie nie jest możliwe. Nasz umysł zamyka się wtedy na to co nowe, przestawia się w tryb „oszczędzania energii” i „przygotowania do ucieczki” z trybu chłonięcia wiedzy i otwartości. To dlatego tak rzadko przedmioty nielubianych nauczycielek są tymi, w których jako dzieci celujemy. I dlatego całkiem bez sensu jest działalność takiego uprzejmościowego misjonarza, który tłumaczy sobie i innym że zwraca uwagę cudzoziemskiej obsłudze na błędy „dla jej dobra”.
Jeśli już poprawiać, to z klasą
Gdyby już koniecznie chcieć zwrócić uwagę, to: po cichu, z uśmiechem, w formie parafrazy wypowiedzianego błędnie zwrotu. Czyli poprawiając cytowane „Czy zaberać, czy zostawić” wystarczyłoby odpowiedzieć uprzejmie „Dziękuję, może pani zabrać”. Ludzie, nie tylko dorośli, uczą się przez parafrazowanie, sami łatwo przystosują nasz prawidłowy zwrot do swoich potrzeb. Zmieniwszy osobę, tryb i intonację wypowiedzenia. Na tym polega „osłuchiwanie się” z językiem obcym.
Tak czy inaczej jednak, typu uwagi najlepiej robić w odpowiedzi na wyraźną prośbę lub zachętę ze strony mylącego się. To te sytuacje, w których niepewnie się uśmiecha, podejrzewając, że mylnie odmienił któryś z czasowników. Albo zastrzega, lekko zdenerwowana: „Nie wiem, czy dobrze mówię”.
Rozumiemy ich, bo ich polszczyzna jest na poziomie komunikatywnym, a na wyćwiczenie jej w stopniu literackim przyjdzie jeszcze pora, jeżeli będą u nas pracować wystarczająco długo. I oby chcieli. To, że potrafimy się porozumieć, powinno nam wystarczyć. Nie odgrywajmy obrońcy czystości języka polskiego, nie wymagajmy perfekcyjnej znajomości meandrów polszczyzny (przecież to jeden z najtrudniejszych języków europejskich!). Bo czy my chcielibyśmy, aby nam wytykano błędy składniowe naszej angielszczyzny? Albo nieodpowiednie zaimki w naszym niemieckim czy zły dobór „e” we francuskim? Zapewne nie. I wiemy wszyscy doskonale, że przełamanie strachu przed mówieniem jest pierwszym krokiem do nauki płynnego mówienia. Tak jak zdobyte prawo jazdy jest pierwszym krokiem na drodze do zostania mistrzem kierownicy. Każdy z nas to kiedyś przechodził. Każdemu z nas taki etap jest potrzebny. To, że ktoś go właśnie przechodzi, świadczy tylko o jego odwadze, rozwoju i o przyszłym sukcesie.
Obywatelu świata!
Wspierajmy obcokrajowców pracujących w Polsce, szanujmy ich, ułatwiajmy im odnalezienie się w trudnej sytuacji z dala od domu. Nieważne czy ten dom jest dwa tysiące kilometrów stąd, czy dwadzieścia. Pochwalmy ich brak obcego akcentu lub dobrą wymowę skomplikowanego słowa. W nagrodę dostaniemy promienny uśmiech i szczerą radość. Tak jak ja od pani o induskiej urodzie, pracującej w naszej ulubionej indyjskiej restauracji. A pozwoliłam sobie jedynie zauważyć, że po kilku tygodniach pobytu jej polski bardzo się poprawił.
Nie czepiajmy się błędów językowych, źle użytych formuł grzecznościowych, nieprawidłowej wymowy. Nie zwracajmy uwagi osobom dorosłym. To kwestia naszych osobistych dobrych manier. A przecież wiadomo, że nie tylko formułach grzecznościowych i superpoprawnym języku się one przejawiają.